Pacjentka Szpitala Powiatowego w Więcborku przez dwa lata szukała pomocy u lekarzy. Skarżyła się na bóle brzucha i błagała: pomóżcie. Zamiast nowotworu wielkości jabłka, medycy wykryli u niej... anoreksję. Wykluczali konieczność operacji. Niemal w ostatniej chwili - tylko dzięki staraniom zdeterminowanej - rodziny, kobietę przewieziono do Bydgoszczy. - Ona otarła się o śmierć. To była bardzo skomplikowana operacja, ale udało się - przyznaje chirurg z bydgoskiego Szpitala Miejskiego, do którego we wrześniu tego roku została przewieziona.
W tym roku Sobańska leżała w więcborskim szpitalu czterokrotnie. W ubiegłym - raz. Najpierw na oddziale chirurgicznym, potem wewnętrznym.
- Dwa lata temu, we wrześniu, zaczęły się u mnie dziwne dolegliwości. Po każdym posiłku strasznie bolał mnie brzuch, potem pojawiły się wymioty. Lekarze stwierdzili, że to nadżerka na dwunastnicy. Ale po zabiegu bóle nie ustępowały - płacze 32-letnia Maria Sobańska. - W szpitalu zaczęto sugerować, że to wszystko na tle nerwowym. Trafiałam do szpitala w Więcborku z nadzieją, że lekarze wreszcie mi pomogą, a oni po prostu mnie lekceważyli. Nie słuchali, co do nich mówię.
W stanie ogólnie dobrym
W trakcie kilkudniowych pobytów kobiety w szpitalu lekarze wykonywali badania laboratoryjne. Na wypisach odnotowywali, że pacjentka jest w stanie ogólnym dobrym i nie wymaga leczenia operacyjnego. Sugerowali konsultacje psychiatryczne. W czerwcu tego roku ordynator oddziału, na którym leżała, dodał wykrzyknik: nie wymaga leczenia chirurgicznego! I Na dalszą kurację skierował do lekarza rodzinnego.
Tymczasem Sobańska cierpiała i bardzo chudła. W ciągu kilku miesięcy straciła 50 kilogramów.
- Odczuwałam normalnie głód, ale bałam się, nie tego że przytyję, tylko strasznego bólu brzucha po jedzeniu. Mówiłam o tym lekarzom. Uznali, że to na tle nerwowym. A ja czułam się coraz słabsza. W końcu nie mogłam już mówić. Straciłam wolę do życia, wszystko było mi obojętne. Gdyby nie mąż, pewnie umarłabym w szpitalu - wyznaje Sobańska.
- Żona miała 41 stopni gorączki. W ciągu jednego dnia interweniowałem u ordynatora oddziału wewnętrznego wielokrotnie. Wreszcie zdenerwowałem się i zażądałem skierowania do szpitala w Bydgoszczy. Poskutkowało dopiero wtedy, gdy zrobiłem awanturę - denerwuje się mąż.
Niewiele brakowało
We wrześniu, w kilka godzin po interwencji, pacjentka trafiła na oddział Szpitala Miejskiego im. E. Warmińskiego w Bydgoszczy. Stwierdzono u niej zapalenie otrzewnej na skutek pęknięcia jelita cienkiego i rozprzestrzenienia się jego treści. Spowodował je... guz o średnicy sześciu centymetrów. Konieczna była natychmiastowa operacja.
- Trwała prawie trzy godziny i była skomplikowana technicznie ze względu na lokalizację choroby - przyznaje Jan Grazewicz, chirurg ze Szpitala Miejskiego w Bydgoszczy i dodaje: - Niewiele brakowało... Kobieta otarła się o śmierć. W ponad dwudziestoletniej karierze lekarskiej z taką właśnie lokalizacją guza spotkałem się zaledwie dwukrotnie.
Chirurg zapytany o to, czy można było wcześniej zdiagnozować nowotwór, odpowiedział:
- Raczej tak, choć należy pamiętać o tym, że tego typu nowotwór u młodej kobiety jest bardzo rzadko spotykany. Można go było jednak rozpoznać po wykonaniu pasażu jelita cienkiego, być może tomografii komputerowej.
Takich badań kobiecie nie wykonano ani razu w trakcie leczenia w więcborskim szpitalu. Robiono jej gastroskopię, usg jamy brzusznej, rentgena płuc, ekg oraz podstawowe badania. Zalecano konsultacje okulistyczne. Dlaczego nie wykonano badania, które zweryfikowałoby wcześniejsze hipotezy lekarzy z Więcborka?
Ordynator oddziału chirurgii Szpitala Powiatowego w Więcborku, na którym leżała pacjentka, przyznaje, że nie wykonano go ze względu na małe prawdopodobieństwo występowania tego typu nowotworu:
- Nie jesteśmy aż tak niedouczeni, żeby go nie wykryć. Diagnostyka jelita cienkiego jest bardzo trudna, poza tym guz jelita cienkiego to około jeden procent wszystkich guzów przewodu pokarmowego. U młodej kobiety tym bardziej rzadko spotykany. Pracuję w zawodzie dwadzieścia lat i dotąd tylko raz spotkałem się z takim przypadkiem. W Bydgoszczy tylko dlatego go wykryto, że doszło do jego pęknięcia i ostrego zapalenia otrzewnej - tłumaczy i dodaje, że przypadek Sobańskiej traktuje jako porażkę. - Każdy niezdiagnozowany przypadek nią jest. Szczęście w nieszczęściu, że pacjentka nie zmarła - wyznaje.
Sobańska wraca do zdrowia. Ale ten powrót będzie długi o męczący. Przed nią jeszcze półroczna terapia w Regionalnym Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Sprawa zostanie skierowana do rzecznika praw pacjenta i rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Sobańska zamierza domagać się od szpitala odszkodowania na drodze sądowej.
PS Nazwisko pacjentki zostało zmienione.
Zasady głosowania w wyborach europejskich 9 czerwca
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?