Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Co dalej z bydgoskim Bizielem? Dyrektor szpitala: - Hasło konsolidacja wzbudziło niepokoje wśród personelu

Roman Laudański
Roman Laudański
Protest pracowników szpitala "Biziela".
Protest pracowników szpitala "Biziela". Arkadiusz Wojtasiewicz
Rozmowa z dr. n. med. Wandą Korzycką – Wilińską, dyrektorem Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy.

- Do września miał być spokój z ewentualną konsolidacją bydgoskich szpitali uniwersyteckich, tymczasem u was ruszyła akcja „Ratujmy Biziela”.

- To inicjatywa zaniepokojonych pacjentów. Każdy, kto słyszy, że Szpital Uniwersytecki im. dr. Biziela ma zostać zlikwidowany wie, że pogorszy się dostępność do lekarzy specjalistów. Nie tylko w poradniach specjalistycznych, ale również do hospitalizacji.

- Zdumiewa mnie fakt, że Uniwersytet Mikołaja Kopernika nie ujawnił szczegółów, na jakich zasadach miałoby się odbywać łączenie szpitali. Co zostanie, w jakiej formie, a co przewidziano do likwidacji. To nie jest komfortowa sytuacja dla pacjentów i pracowników szpitala.
- Po ostatniej Radzie Collegium Medicum i decyzji rektora o przesunięciu głosowania i kolejnej radzie, która ma się odbyć we wrześniu, decyzja do końca jeszcze nie zapadła. Pacjenci i pracownicy żyją w niepewności i są zaniepokojeni.

- Patrzyłem na ostatni protest pracowników „Biziela”. Ludzie nie zgodzą się na żadną konsolidację, ale jest właściciel...
-… który może jednoosobowo taką decyzję podjąć.

- To może właściciel, toruński uniwersytet, mógłby dać dobry przykład oszczędności. UMK ma kierunki, na których studiuje coraz mniej studentów. Zapytam ironicznie: po co obciążać budżet takimi kosztami? Czy nie lepiej zlikwidować nierentowne kierunki, zwolnić połowę administracji i pokazać, jak oszczędza się pieniądze, co UMK przecież wytyka szpitalowi „Biziela”.
- Nie mam możliwości oceniania uniwersytetu, którego jestem absolwentką. Kiedy ja tam studiowałam, to było dużo studentów. Sama jestem torunianką. Z tego co widzę i wiem, uczelnia się rozwija, tworzy nowe wydziały.

- Bo taka powinna być rola uniwersytetu. Tylko dlaczego postanowili dla oszczędności zwinąć bydgoski szpital?
- Naszą rolą jest rozwój szpitala uniwersyteckiego. Dlatego powstaje nowy budynek, żeby placówka rozwijała się i przynosiła nowe korzyści dla pacjentów.

- Próbuję znaleźć sens w decyzjach rektora UMK. Społeczeństwo się starzeje, będzie więcej chorych, co znaczy, że przybędzie wam pracy, że jesteście potrzebni. Uczelnia powinna wspierać szpital w rozwoju, a nie likwidować.

- Liczę na to, że jeśli rektor nie podjął jeszcze decyzji o likwidacji naszego szpitala, o połączeniu nas z „Juraszem”, to jej nie podejmie. Da szansę pracownikom, żebyśmy mogli pokazać, że jesteśmy w stanie zbilansować nasz szpital. Tylko musi dać nam na to czas i pozwolić to zrobić.

- Dr hab. Marcin Czyżniewski, prof. UMK, rzecznik prasowy UMK w rozmowie z „Pomorską” stwierdził, że „gdyby wasz szpital samodzielnie się restrukturyzował, to w ciągu pięciu lat musiałby zwolnić 150 osób”.
- Liczba pracujących w szpitalu nie jest największym problemem.

Jeśli ludzie chcą tu pracować, to znaczy, że czują się tu dobrze i że dobrze pomagamy pacjentom. Administracji też wcale nie mamy za dużo. Na ponad dwa tysiące pracowników ok. 200 zatrudnionych jest w administracji.

Być może niektórym pracownikom można rozszerzyć zakres odpowiedzialności, czynności, i dać im za to trochę wyższe wynagrodzenie, by nie zatrudniać dodatkowej osoby. Pracujemy nad tym. Tam, gdzie jedna osoba będzie mogła zastąpić dwie – takie działania będą podejmowane.

- Nie pała pani dyrektor sympatią do rzecznika uczelni?
- Raczej do wypowiedzi prof. Marcina Czyżniewskiego, rzecznika UMK w stosunku do naszej placówki. Jakby to powiedzieć, część jego wypowiedzi mija się z prawdą, a to boli. Boli mnie jako dyrektora szpitala. Pracownicy słysząc słowa rzecznika uczelni też nie są z nich zadowoleni.

- Szczegóły?
- Pan rzecznik UMK powiedział, że dyrektor „Jurasza”, Jacek Kryś świetnie poradzi sobie z zarządzaniem „Bizielem” i „Juraszem”, ponieważ już zarządzał „Bizielem”. To nieprawda. Jacek Kryś nigdy nie był dyrektorem „Biziela”. Przez pięć lat był u nas kierownikiem sekcji informatycznej. Od nas poszedł do „Jurasza” na stanowisko kierownika działu informatyki. Myślę, że pan rzecznik pomylił osoby. To ja przez półtora roku byłam dyrektorem „Jurasza”, a 13. rok jestem dyrektorem „Biziela”. Przez lata byliśmy szpitalem, który się bilansował, mieliśmy dodatni wynik finansowy, a ostatnie trzy lata jesteśmy na minusie.

- Skąd to się wzięło?
- Na przykład mamy pacjenta, który już prawie rok leży na neurochirurgii. Nikt go nie chce. Jest w stanie wegetatywnym. Podobnych pacjentów w ciągu roku mamy kilku, co generuje dodatkowe koszty. Poza tym nie wszystkie procedury medyczne związane z hospitalizacją pacjenta bilansują się po wycenach Narodowego Funduszu Zdrowia. Bardzo słabo wyceniona jest kardiologia. Jesteśmy jedynym szpitalem w województwie leczącym niewydolność serca. Nikt tego nie chce robić, ponieważ wszystkie procedury są na minusie.

- A pacjentów jest coraz więcej.
- Jak najbardziej. Dalej: urologia. Nasza urologia od lat jest jedną z najlepszych w kraju. Trafiają do nas pacjenci z całej Polski. Różni: starsi, młodsi, z nowotworami, z prostatą. Dalej, kolejnymi pacjentami przynoszącymi stratę szpitalowi są pacjenci z chorobami wewnętrznymi oraz z innymi współistniejącymi. Leczymy ich. Jesteśmy szpitalem uniwersyteckim. Słusznie nam się wydaje, że jako szpital uniwersytecki powinniśmy leczyć nie tylko młodych, zdrowych, z wyrostkiem, ale pacjentów z powikłaniami. To jest nasz obowiązek.

- Wszyscy narzekają na zbyt niskie wyceny procedur.
- Pan rzecznik UMK mówił jeszcze o naszym wyniku finansowym. Na koniec roku mieliśmy 80 mln zł straty. Od stycznia mamy kredyt obrotowy pozwalający nam na szybką spłatę zobowiązań. Staramy się, żeby wynik finansowy był coraz lepszy.
Dalej, w audycji radiowej rzecznika UMK zapytano, jakie kliniki powstaną w nowym budynku naszego szpitala. Opowiedział, że o tym zdecyduje Jacek Kryś, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. Jurasza, który będzie dyrektorem połączonych szpitali. No to zaraz, skoro nie ma jeszcze decyzji o konsolidacji, to dlaczego rzecznik uczelni mówi, że jest już powołany nowy dyrektor?! Przecież to jest niespójne. A poza tym, nowy budynek projektowany był pod potrzeby pacjentów naszego regionu, pod rozwój „Biziela”. Nie braliśmy pod uwag potrzeb „Jurasza”, który już ileś lat temu zakończył swoją budowę. My o pieniądze na budowę staraliśmy się w Ministerstwie Zdrowia około dziesięciu lat! Dostaliśmy 368 mln zł. To ma być na rozwój „Biziela”!

- Rzecznik UMK wspominał też, że po połączeniu szpitali pojawią się oszczędności, ponieważ przy wspólnej aptece nie będzie trzeba kupować dwóch systemów do jej obsługi.
- Tylko że my nigdy nie chcieliśmy kupić takiego urządzenia. Nie będzie z tego tytułu żadnych oszczędności. Jeżeli chce kupić to „Jurasz”, to ich sprawa. My nie mamy takiej potrzeby.

- W biuletynie „Nasz szpital” dyrektor Jacek Kryś z „Jurasza” napisał, że ciągu ośmiu lat spłacili 40 mln zł historycznego zadłużenia i od lat są na dodatnim wyniku finansowym.
- Rzeczywiście, ale zadłużenie ma ciągle duże – 150 mln zł. My mamy 80 mln zadłużenia.

- W tym samym biuletynie dyrektor „Jurasza” pyta, czy w dobie braków kadrowych personelu nie byłoby zasadnym szukanie rozwiązań koordynujących procesy dyżurów medycznych, a konsolidacja naukowa nie spowoduje dynamicznego rozwoju badań?
- Jeśli chodzi o współpracę naukową dydaktyczną – jesteśmy za. Naszym podmiotem tworzącym jest UMK. Collegium Medicum powinno dawać wskazówki co do kierunków rozwoju. W każdej klinice mamy obecnie samodzielnych pracowników naukowych. Dwie kliniki w tej samej katedrze mogą współpracować, ale to rola Collegium Medicum. Jako dyrektor szpitala twierdzę, że to cały czas jest możliwe. Być może należałoby współpracować jeszcze bardziej. Mamy ponad cztery tysiące studentów rocznie. Od 2008 roku studentów jest coraz więcej. Kiedy zostaliśmy szpitalem uniwersyteckim nikt nie pomyślał, żeby prowadzić dydaktykę w większym zakresie. Nie mieliśmy sal dydaktycznych, szatni dla studentów. To wszystko przy pomocy Collegium Medicum udało nam się zrobić na tyle, na ile było to możliwe. A w nowym budynku będzie sala audytoryjna, sale wykładowe, co poprawi warunki pracy nauczycieli akademickich naszego szpitala i studentów.

- Czy po ewentualnym połączeniu szpitali wasz sprzęt byłby lepiej wykorzystywany, bo o tym również pisze dyrektor „Jurasza w biuletynie?
- Nasz sprzęt jest bardzo dobrze wykorzystany. A jeśli w „Juraszu” występują braki personelu, to one pewnie z czegoś wynikają. Może w “Juraszu” powinni zastanowić się nad zarządzaniem, warunkami pracy czy atmosferą pracy? Przecież to wszystko jest ważne, żeby ludzie chcieli gdzieś pracować. Na dziś nie mamy problemów z pracownikami.

- Na dziś?

- Hasło: konsolidacja wzbudziło niepokoje wśród personelu. Boję się, że przez to część dobrych pracowników może znaleźć pracę w innych placówkach.

- Do tej pory nieoficjalnie pojawiał się wątek toruńskiego szpitala, do którego mieliby trafić pracownicy po konsolidacji dwóch bydgoskich szpitali. To uzasadniony wątek?
- Nie znam polityki personalnej pani dyrektor toruńskiego Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego. Może ma również problemy związane z brakiem personelu? Z tego co wiem, to pani dyrektor nie rozmawiała jeszcze z nikim z naszego szpitala ani nikt się do niej nie zwrócił w sprawie pracy. Boję się, że kiedy dojdzie do konsolidacji szpitali w Bydgoszczy, to może się zmienić. Część ludzi pracujących u nas przyszła z „Jurasza” i nie chce do niego wracać. Pójdą do innego szpitala. Nie musi to być Toruń, może Grudziądz czy inne placówki w regionie.

- Może wie pani, jak miałby wyglądać „Biziel” po ewentualnej konsolidacji?
- Nie mam pojęcia. Nie widziałam żadnych planów, co miałoby zostać skonsolidowane i jaki efekt miałby zostać osiągnięty.

- Irytuje mnie, że tak duże niepokoje zostały wywołane przez plany UMK. Był już protest przed szpitalem, miały być kolejne, łącznie z manifestacjami w Toruniu. Zwykły pacjent boi się, czy będzie miał gdzie przyjść na następną wizytę do specjalisty. Przecież to kliniczny przykład, jak nie przeprowadzać tak fatalnych działań dotyczących konsolidacji!
- Być może jakieś efekty z połączenia mogłyby nastąpić, ale należałoby działać nie od końca, a od początku. Najpierw rozmawiać z dyrektorami, pytać, czy widzimy taką konieczność? Może sami możemy coś zrobić? A tego nie było. Nie można tego komuś narzucać, to trzeba przemyśleć, przedyskutować, ocenić. Ocenić, jakie ryzyka są z tym związane. Jak zareagują na to ludzie? Tego zabrakło.

- To kiedy na ulicach pojawią się billboardy w ramach akcji „Ratujmy Biziela”?
- Myślę, że one pojawią się tylko u nas. Raczej nie wyjdziemy z tym na ulice. Zależy mi na tym, żeby rektor UMK nie podjął pochopnej decyzji, żeby spróbował porozmawiać z ordynatorami „Biziela” i takie zaproszenie otrzyma od nas po powrocie z urlopu.

- Rozmowa rektora z ordynatorami mogłaby coś zmienić?
- Ordynatorzy powiedzą, co można poprawić, żeby szpital znalazł się w lepszej sytuacji finansowej oraz pokazać, że w „Bizielu” pracują bardzo dobre zespoły ludzi. Rozerwanie takiego zespołu, przeniesienie części do innego szpitala, będzie niczym innym, jak zmarnowaniem tego, co przez lata tu się zbudowało. To, że nie mamy problemów kadrowych wynika z tego, że ze sobą rozmawiamy. A pacjenci czują się u nas dobrze. W jednej z audycji usłyszałam pacjentkę, która powiedziała, że po raz pierwszy w naszym szpitalu spotkała się z taką opieką ze strony lekarzy. My nie traktujemy pacjentów przedmiotowo, tylko jako osoby, którym chcemy pomóc.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto