Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mit sławy i nieprześniony sen o przeszłości

Ewa Piątek
Ewa Piątek
Dziś na Festiwalu Prapremier dwa spektakle: "HollyDay" Teatru Studio z Warszawy (Opera Nova, godz. 20:30) i "Nic co ludzkie" Sceny Prapremier In Vitro z Lublina (mała scena TPB, 18:00).

Jak zauważa dyrektor teatru Paweł Łysak, w tym roku jednym z głównych zadań festiwalu jest konfrontacja z mitem. Spektakl "HollyDay" to próba weryfikacji mitu gwiazd i sławy.

Spektakl opowiada historię dziewczyny, która wchodzi w świat kolorowych pism, gdzie nikt nie zauważa, że jej doświadczenia są zalążkiem jej klęski.
- Nawet ostateczne odejście dziewczyny nie narusza kolorów tego świata. Wciąż jest on czymś lekkim, co można obejrzeć czy przeczytać przy porannej kawie. Mimo chwilowego wzruszenia i tak przewrócimy stronę magazynu - mówi Michał Siegoczyński, reżyser.
- Warto wiedzieć, o czym jest ten spektakl i z tą świadomością czytać postać bohaterki - dodaje Ewa Błaszczyk. – Z jej przeżyć czy wątpliwości nie wynikają żadne zmiany ani działania.

Aktorzy przyznają, że kreowane przez nich postaci są im w pewnym stopniu bliskie. Niektóre z dialogów były tworzone przez nich samych.
- Wielu młodych Polaków wchodzi w show biznes i staje się to przyczyną ich zguby. Nikt nie wiąże gwiazdorstwa z tragicznym życiem gwiazd i ceną za pewną postawę – podsumowują twórcy.

Spektakl "Nic co ludzkie" w reżyserii Pawła Passiniego, Piotra Ratajczaka i Łukasza Witt-Michałowskiego dotyka problemu pamięci i antysemityzmu. Artur Pałdyga odpowiedzialny za dramat podkreśla, że autorami dialogów są tak naprawdę wszyscy zaangażowani. Tekst powstawał podczas intensywnej, trzytygodniowej pracy, w wyniku improwizacji na bazie skojarzeń z wybranym tematem.
Poszczególni reżyserowie tworzyli trzy niezależne części spektaklu z tą samą grupą aktorów, następnie zestawili je ze sobą. Problem antysemityzmu ukazany jest tu rzech perspektyw: ofiary, kata i świadka. Twórcy podkreślają, że spektakl nie jest adaptacją książki Jana Tomasza Grossa "Strach", lecz konfrontacją z jej tekstem.

- Antysemityzm jest nam implantowany – stwierdzam Paweł Passini. - W spektaklu pojawia się historia dziewczyny, której otoczenie podejrzewa, że jest ona z pochodzenia Żydówką. Ona sama nie jest pewna swojej tożsamości, ale wysnute przypuszczenie zupełnie zmienia jej życie. Otoczenie decyduje o jej identyfikacji, narzuca pewną wrogość.

Spektakl to zaproszenie do bardzo bezpośredniej konfrontacji z problemem antysemityzmu: kamera skierowana w jedej z części na widownię sprawia, że przestaje ona być miejscem bezpiecznym, niezobowiązującym. Widzowie zmuszeni są określić się, zareagować na bolesne wspomnienia przywoływane przez aktorów.
- Nawet śmiech widzów młodych, z którym mieliśmy do czynienia, może być tutaj znakiem, że pewne rzeczy wydają się absurdalne, nieprawdopodobne, wywołują bezradność – zauważają reżyserowie. Dla niektórych ludzi "Nic co ludzkie" może być pierwszą okazją do zastanowienia się nad własnymi odczuciami wobec polskiego antysemityzmu.
- Czuję, że ten spektakl jest "myślany" z trakcie swojego trwania – mówi Paweł Passini, który na żywo, pod wpływem zdarzeń na scenie i na widowni miksuje warstwę muzyczną przedstawienia.

"Nic co ludzkie" to dzieło nie tyle o ofiarach, co o tych, którzy znają fakty i muszą wyrobić sobie własne zdanie na ich temat.
- Rzeczywiście, ten aspekt nie został jeszcze omówiony – zauważa Paweł Łysak.
"To sen nieprześniony, jak nienapisany list" – pisze Andrzej Molik z Kuriera Lubelskiego.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto