Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Patrick Moraz - dziś wywiad w Radiu PiK!

Ewa Piątek
Ewa Piątek
Dziś o godz. 19.05 w audycji „Poeci Rocka” w Polskim Radiu Pomorza i Kujaw będzie można usłyszeć rozmowę z Patrickiem Morazem. Poniżej przedstawiamy fragmenty wywiadu z muzykiem.

Patrick Moraz, ur. w 1948 roku, jako artysta działa już od 33 lat, a jego związek z muzyką sięga do lat jego dzieciństwa. Znamy go z muzyki zespołu Refugee ale też jako współtwórcę legend pod szyldami The Moody Blues czy Yes. Z tą drugą grupą nagrał choćby pamiętny album „Relayer.

Pik: W świecie, w którym muzyka jest coraz częściej produktem niż dziełem, przypominasz o sobie płytą, która pozwala wierzyć, że w muzyce jest jeszcze dużo do powiedzenia. Co było inspiracją do stworzenia albumu „Change Of Space”?

- Patrick Moraz: Właśnie o to chodzi. Nagrywając „Change of space”, stworzyliśmy wybór utworów, które, moim zdaniem, wyrażałyby pogląd, o którym mówisz – że w muzyce chodzi o coś więcej niż o sprzedaż. To także przekrój przez utwory, które stworzyłem przez ostatnich 14 lat. Oczywiście zajmowałem się przez ten czas także innymi rzeczami. Wiesz, zawsze komponuję, gram, robię po 10 czy 15 projektów na raz. Poprzez „Change of space” chciałem przekazać odbiorcom godzinę muzyki: piosenek, ale nie tylko. Na płycie są też utwory grupowe, brzmienia elektroniczne, mocne dźwięki – nie zbyt mocne, ponieważ chciałem także, by ta godzina muzyki była na tyle przyjemna w odbiorze, by mogła służyć jako muzyczne tło, ale także, by nadawała się do słuchania z słuchawkami na uszach, czy słuchania głośno, na dobrym sprzęcie, gdzie wyraźnie odbieramy każdy szczegół. Na „Change of space” wszystko zostało dokładnie skomponowane i stworzone. Nawet jeśli niektóre utwory brzmią bardzo swobodnie. „Stellar Rivers And Streams Of Lucid Dreams” na przykład jest pozornie łatwym w odbiorze utworem, ale wcale nie jest łatwy: to precyzyjna kompozycja, gdzie każda nuta, każdy dźwięk, każdy układ, interakcje między basem i perkusją, przestrzeń między dźwiękami - wszystko jest dopracowane, szczególnie w „Movt.4”, czyli 10. utworze na płycie (tak, przy okazji, opis różni się na płycie i w książeczce, co jest właściwie moją winą, ale o tym mogę opowiedzieć później, jeśli mnie zapytasz). W tym utworze, gdzie na końcu jest wokal, wcześniej bas z perkusją, i mnóstwo jest w tym przestrzeni, każdy dźwięk został stworzony bardzo „trzeźwo”, świadomie. Taki jest album ‘Change of space”. Niektóre solówki są oczywiście bardziej spontaniczne, jak w „Sonique Prinz” - Movt. 2 i Movt. 3, z różnymi brzmieniami klawiszowymi, przetwarzanymi przez MIDI, zbudowanymi na bazie dwóch czy trzech sekwencji i być może czwartej, wstawionej w środek – nie pracowałem nad tym długo, chcąc, by efekt był spontaniczny. Movt. 3, brzmi jak gitara, ale to keyboard, utwór oparty jest na spontanicznym odtwarzaniu jednej z sekwencji. Zależało mi na pewnej świeżości. Kompozycja, struktura, akordy – wszystko zostało jednak dokładnie opracowane.

Otwierający album „Peace in Africa” mógłby śmiało posłużyć za przebój – jednocześnie wprowadza nas w bogactwo twoich pomysłów. Twoja muzyka jest bardzo plastyczna. Czy próbujesz łączyć ją z innymi rodzajami sztuki? Dodawać do niej obraz, bądź tworzyć koncerty w rodzaju „światło i dźwięk”?

- Chciałbym móc coś takiego zrobić. Przy okazji dziękuję tobie za niezwykle trafiony komentarz. Trafiłeś w sedno, masz rację! Twój odbiór tego utworu, „Peace In Africa”, bardzo mi pochlebia. Zawsze wkładam mnóstwo pracy w to, by komponować właśnie taką muzykę, by miała ona potencjał przeboju, ale też, tak jak mówisz, wyróżniała się pewną złożonością, nie tylko w sferze brzmieniowej, ale i przywoływanych obrazach, solówkach, wokalach, aranżacji wokalu, rytmie. Z „Peace In Africa” nie do końca jest aż tak, jak bym chciał. Mam dłuższą wersję tego utworu (8 czy 10 minut), z ogromną ilością solówek i afrykańskich rytmów, perkusji, śpiewów; wydam ją na kolejnym albumie. Ale wracając do twojego pytania o granie muzyki na scenie jako pewnego widowiska – z obrazami, odpowiednim oświetleniem, projekcjami wideo – chciałbym móc to robić, tak jak to było z Yes, czy nawet The Moody Blues, którzy stosowali więcej światła. Yes korzystali z projekcji wideo, rzeźb – była to gama efektów bardzo drogich, wyszukanych. Wspominam ten czas jako fantastyczny – dla nas i dla naszej muzyki. Chciałabym móc znów robić coś takiego. Jeśli „Peace In Africa” byłby hitem, a mówisz, że powinien, i miałby być grany z takimi efektami, wizualizującymi to co w sobie zawiera, chętnie bym z takiego pomysłu skorzystał!

Czy pamiętasz swoje początki artystyczne i instrumenty z tamtych lat? Czy dzisiejsze możliwości budowania brzmień są w stanie jeszcze ciebie czymś ograniczać? A może zaskakiwać?
- To bardzo dobre pytanie. Zaczynałem poznawać instrumenty od tych o najbardziej akustycznej naturze, zanim sięgnąłem po elektroakustyczne, a potem elektroniczne, keyboardy, komputery, itd. Kiedy odkrywałem muzykę, mój tata zajmował się muzyczną obsługą takich miejsc jak teatry i restauracje. Przy okazji, to ciekawa historia w odniesieniu do Polski, bo w latach pod koniec lat 20. mój ojciec pracował dla premiera Polski i pianisty, Ignacego Paderewskiego, kiedy ten żył w Szwajcarii, przewodził tamtejszym Polakom. Mój ojciec był pianistą, a dla Paderewskiego pracował jako kierownik produkcji, czy jak nazwalibyśmy to stanowisko dziś, był swego rodzaju okrojoną wersją kierownika tournee. Opowiadał mi, że musiał pilnować jego rzeczy i papierosów, których Paderewski palił do 50 dziennie. Trzymał je w okrągłym pudełku ze złotym nadrukiem. Jako dziecko odwiedzałem rezydencję Paderewskiego w Szwajcarii, gdzie się urodziłem. Po jego śmierci otrzymaliśmy kilka przedmiotów z posiadłości Paderewskiego w spadku. Jako dziecko dorastałem więc z duchu pamięci o Paderewskim. Także ze względu na to jako dziecko miałem okazję słyszeć wiele ciekawych instrumentów, nie tylko instrumentów, jakie spotykamy w orkiestrach, skrzypiec, fletów, harf, trąbek, itp., ale także instrumentów egzotycznych, m.in. przywożonych z dalekiego wschodu. Koto z Japonii, sitar z Indii, tabla, Shakuhachi z Japonii, instrumenty z Afryki. Miałem styczność z instrumentami z wielu krajów dziesiątki razy, zanim sięgnąłem po instrumenty elektroniczne. Interesowała mnie natura ich brzmienia, zdolność istoty ludzkiej do wyrażania się poprzez dźwięk. Przedłużenie tej możliwości poprzez zastosowanie instrumentów elektroakustycznych, nowe odkrycia, nowe horyzonty, elektryczne gitary, systemy modularne… syntezatory analogowe, które dobrze znałem do początku, bo w 1968 pojechałem do Monachium i stworzyłem motyw muzyczny do reklamy zegarków dla dużej firmy w Szwajcarii. Zdaje się, że nosił tytuł „Stop 15”. Powiedziałem: dajcie mi dobę albo kilka dni na zrobienie kawałka. Stworzyłem go na bazie linii basowej, ktoś oczywiście wspierał mnie przy samym nagraniu – nuta po nucie utworu trwającego minutę, będącego swojego rodzaju zapowiedzią tego, co robił Walter Carlos z „Switched-On Bach”, kiedy stał, czy stała się znana na całym świecie, później jako Wendy Colours. W 1968 czy 69 bardzo interesowałem się takimi brzmieniami i nie ograniczały mnie one, ale niesamowicie poszerzały horyzonty mojej muzycznej kreatywności i głębokiej potrzeby poszukiwania brzmień, która instynktownie wzrastała prze lata. I mimo że nie poszedłem do szkoły czy na studia związane z muzyką elektroniczną, miałem wyczucie do dźwięku, do aranżacji, orkiestracji. Bo grać to nie tylko położyć dłonie na instrumencie, keyboardzie i wytwarzać dźwięki organów, fortepianu czy jakiegokolwiek instrumentu; granie to kwestia bycia jednością z dźwiękiem, bycia jego częścią od samego początku, kiedy staje się on osobistą wypowiedzią w stronę słuchacza, kimkolwiek by on był. W ten sposób spełnia się moje marzenie. I na pewno nie przestanę tak siebie wyrażać, nie przestanę grać, dopóki nie umrę. To oczywiste. Zawsze będę tworzyć, chociaż zdarzają mi się okresy bezczynności twórczej, niemocy, czasami nie gram, nie komponuję i wtedy zupełnie odświeżam swoje podejście, swoje źródło inspiracji, odnawiam więź z naturą, po czym ponownie odradzam się, rozwijam, znajduję zupełnie nowe rozwiązania.

rozmawiał: Adam Droździk
tłumaczenie: Ewa Stołowska
Audycja "Poeci Rocka" - co wtorek w godz. 19.05**- 20.00**

Zobacz też:


Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich MM-ki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje miasto.


od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto