Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Walczymy jak lwy - o miejsce na parkingu

Redakcja
Z roku na rok przybywa samochodów. Miejsc parkingowych jest za to, jak na lekarstwo.

- Trzeba pomyśleć o takich wielokondygnacyjnych, bo bez nich ani rusz - już teraz apeluje Tadeusz Stańczak, prezes Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

Pani Maria mieszka w bloku przy ul. Okrzei na Błoniu od dobrych kilkunastu lat. Kiedy się tam wprowadzała, parkingi świeciły pustkami. – A teraz? W głowie się nie mieści to, co się tam wyprawia – stwierdza oburzona. – Przez ostatnie lata narobiło się tyle samochodów, że mieszkańcy uciekają się do najrozmaitszych intryg, żeby tylko przed sąsiadem zdążyć zająć sobie miejsce do zostawienia auta na noc. Ci, dla których już go nie starczy, a jest ich naprawdę mnóstwo, stawiają samochody na oślep, gdzie tylko popadnie – opowiada zirytowana. Ostatnio wpadli nawet na pomysł, aby zrobić sobie nowy parking – z boiska do gry w piłkę koszykową. – Powiem pani szczerze, ja nie mogę tego zwyczajnie w świecie przeżyć. Co prawda było ono malutkie i nigdy nikt o nie specjalnie nie dbał, no ale było i dzieciaki miały się gdzie wybiegać. A teraz? Stoi tam cały sznur samochodów, a miejsca do zaparkowania tak jak brakowało, tak nadal brakuje. Raz nawet widziałam, jak jeden z kierowców przepędził stamtąd kilku chłopców, którzy czaili się, żeby tak jak kiedyś pograć sobie trochę w piłkę. W końcu to było ich boisko. Ja rozumiem, że samochodów przybywa, a parkingi się razem z nimi nie rozrastają, ale trzeba zachować jakiś umiar! – tłumaczy wymachując rękoma.

Kiedyś świeciło tu pustkami
Najstarszą spółdzielnią w naszym mieście, a zarazem jedną z najstarszych w całej Polsce jest Bydgoska Spółdzielnia Mieszkaniowa. - Kiedy w latach sześćdziesiątych powstawały osiedla, parkingi nie miały zbyt dużego znaczenia, a więc i wzięcia wśród lokatorów. Zresztą, kto wtedy miał samochód? Nieliczni szczęściarze - wspomina Tadeusz Stańczak, prezes Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. – Dzisiaj osiedla są po prostu zawalone autami. W każdej rodzinie jest co mniej jeden samochód, chociaż zdążają się i takie z dwoma, a nawet trzema - stwierdza.

Uwaga na porysowaną karoserię
Jak twierdzą nasi Czytelnicy, najtrudniej jest znaleźć miejsce do zostawienia auta w Śródmieściu. Na własnej skórze przekonał się o tym Arkadiusz Kowalski, który od kilku miesięcy dojeżdża tam do pracy. – Początkowo jeździłem samochodem, w końcu to dużo wygodniej, no i szybciej, bo zawsze można z pół godziny dłużej powylegiwać się rano w łóżku – opowiada. – Ale gdzie tam! Długo się nie nacieszyłem tym rannym lenistwem. Wszędzie było tak zawalone, że czasami krążyłem z dobre piętnaście minut zanim coś znalazłem. Później z duszą na ramieniu siedziałem cały dzień w pracy, martwiąc się, czy aby ktoś próbując się wydostać z tak zatłoczonego placu, nie porysował mi karoserii. W końcu nie wytrzymałem, miałem serdecznie dość tych ciągłych nerwów. Kilka dni temu przerzuciłem się na autobus, nie miałem innego wyjścia – przyznaje zrezygnowany.

Wyścig o miejsce
Spory problem ze znalezieniem miejsca na samochód mogą mieć również mieszkańcy Błonia. Prawdziwym utrapieniem dla kierowców jest są ulice Waryńskiego, Gałczyńskiego, Morcinka i Dmowskiego. Pobliskie parkingi są tak bardzo zawalone, że większość mieszkańców chcąc nie chcąc musi stawiać samochody wzdłuż ulic prowadzących do swoich domów. A można tam znaleźć praktycznie wszystkie marki – od super ekskluzywnych mercedesów po stare zdezelowane maluchy. Jedno je jednak łączy. Koło na zdewastowanym, zresztą przez nich samych, trawniku i zaledwie dziesięć centymetrów dzielących je od sąsiedniego auta. – U nas rządzi proste prawo, prawo buszu - kto pierwszy ten lepszy – tłumaczy mi starszy pan spacerujący z pieskiem, który na mój widok przystaje wyraźnie zaciekawiony. Pewnie zastanawia się dlaczego, tak przyglądam się parkingowi. Mimo moich nalegań, nie chce się jednak przedstawić. Jak twierdzi - boi się reakcji sąsiadów. – Po co ma ktoś później na mnie krzywo patrzeć i wyzywać od kapusiów, że skarżę na swoich w prasie. Mi już tak niewiele życia zostało, że wolę spędzić je żyjąc z wszystkimi w zgodzie – tłumaczy z przejęciem. Chwilę później nabiera jednak pewności i decyduje się opowiedzieć mi pewną historię. Między dwoma, zdawałoby się dobrymi sąsiadami, jakiś czas temu z dnia na dzień narodził się wielki konflikt. Po kilku dniach przerodził się on w prawdziwą wojnę. Poszło oczywiście o samochód. Jeden z nich kupił sobie drugie auto, tym razem dla żony. – Nie wiem, czy tego drugiego zazdrość zżerała, czy może taki paskudny miał charakter? Ale zaczął stawiać samochód tak, że zajmował już nie jedno, ale dwa miejsca. Wszystko, żeby tylko dla tamtego placu zabrakło - opowiada. – Z dawnej przyjaźni oczywiście nici. Za to do dnia dzisiejszego często jestem świadkiem przekomicznego widowiska. Dwóch staruszków prześcigających się w parkowaniu to widok nie tylko zabawny, ale też naprawdę żałosny – mówi wyraźnie rozbawiony.

Bydgoska Spółdzielnia Mieszkaniowa, do której należą te tereny, chcąc ułatwić życie mieszkańcom Błonia, wpadła na pomysł. Wysunęła ratuszowi propozycję poszerzenia najbardziej obstawionych ulic. - Może chociaż na jakiś czas pozwoli to rozładować ten narastający tłok. Myślę jednak, że nadszedł już najwyższy czas, aby spółdzielnie, oczywiście we współpracy z miastem, zaczęły rozważać utworzenie wielokondygnacyjnych parkingów. Bo bez nich ani rusz - ocenia Stańczak.

Młode osiedla też mają problem
Wydawałoby się, że problem zawalonych ulic dotyczy wyłącznie starych osiedli. Ależ nic bardziej mylnego. Te młode również się z nim borykają. A zapowiada się, że będzie jeszcze gorzej. - Każdej rodzinie zapewniamy na razie co najmniej jedno miejsce parkingowe - mówi Elżbieta Czarnecka, kierowniczka Spółdzielni Mieszkaniowej SIM. - Z naszych obserwacji wynika jednak, że średnio tak po około trzech latach od wprowadzenia się do nowego mieszkania, jedno miejsce przestaje takiej przeciętnej rodzinie wystarczać. Robimy więc wszystko, co jest w naszej mocy, aby tworzyć nowe. I tak mieszkańcy naszych bloków mają o tyle komfortową sytuację, że są one trzypiętrowe. Z większym czy mniejszym trudem, ale wszyscy się mieszczą. Gorzej mają ci, którzy mieszkają w jedenastopiętrowych wieżowcach. Wiem coś na ten temat, bo sama do nich należę. Zaparkować gdzieś w pobliżu bloku, granicy tam po prostu z cudem - wyjaśnia.

Jak na razie na wielkie problemy ze znalezieniem miejsca na samochód nie mogą narzekać za to mieszkańcy Osowej Góry. - To chyba w większości zasługa całodobowego parkingu strzeżonego, który każdego dnia wypełniony jest aż po same brzegi. W większości bloków są też garaże. Wątpię, żeby któryś z nich stał pusty – stwierdza Mateusz Piotrowski, który mieszka w jednym z bloków przy ulicy Waleniowej. – Mam nadzieję, że z biegiem czasu nie zrobi się u nas tak tłoczno, jak w Śródmieściu czy na Kapuściskach. Myślę, że problem z brakiem miejsc do parkowania pogłębiają w dużej mierze sami kierowcy. Np. jeden z moich sąsiadów, mimo że miejsca wcale nie brakuje, codziennie twardo zostawia swój samochód na zakręcie prowadzącym do jego bloku. To przecież nic innego, jak ludzka głupota– mówi.

Płacić za parkowanie? Nie dziękuję
Mimo że bydgoskie osiedla są zawalone po same brzegi, większość strzeżonych parkingów, których zresztą w naszym mieście nie brakuje, nie ma tyle szczęścia co ten na Osowej Górze. Świecą pustkami. - Pracuję tu już parę lat. Z moich obserwacji wynika, że tak od półtora roku chętnych do korzystania z naszych usług stopniowo ubywa. Ale co się ludziom dziwić? Wykupią sobie porządne autocasco i już mogą postawić samochód, gdzie im się tylko podoba - stwierdza stróż pilnujący jednego z bydgoskich parkingów. – Widać, że stówa, bo tyle mniej więcej wynosi miesięczny abonament, to dla większości zbyt wygórowana kwota. Zresztą, co ja tam będę moralizował i oceniał innych. Sam zostawiam mojego fiata najczęściej na chodniku. Bezpośrednio pod oknami bloku, w którym mieszkam. Wtedy nie tylko na abonamencie, ale i na autocasko mogę zaoszczędzić – żartuje.

W nosie mamy bezpieczeństwo

Zawalone parkingi i pozastawiane samochodami ulice to utrudnienie nie tylko dla spółdzielni i kierowców. - Bardzo często zdarza się tak, że jadąc do chorego mamy wielki problem ze znalezieniem dojazdu do jego domu. Wszystko jest zastawione. Niekiedy nie mamy już wyjścia. Stajemy gdzieś dalej, nawet kilkanaście metrów od klatki. A przecież, kiedy chodzi o czyjeś życie, to każda sekunda jest ważna - przekonuje Adam Stępień, rzecznik prasowy pogotowia ratunkowego w Bydgoszczy.

Problem z przejazdem przez obstawione uliczki mają także strażacy. - Dziwi mnie trochę ta ludzka bezmyślność. W końcu wszystkim powinno zależeć na bezpieczeństwie. Myślę, że dobrze by było, aby każdy kierowca poświęcił dwie minuty więcej i rozsądniej wybrał miejsce, w którym postawi swoje auto – stwierdza Jarosław Umiński, rzecznik straży pożarnej w Bydgoszczy.

Zobacz też:


Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich MM-ki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje miasto.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto