Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z „kaciapy” doszedł do Katedry

Ewa Piątek
Ewa Piątek
Profesor Władysław Sinkiewicz siedzi przy biurku. Biały fartuch, stetoskop na szyi. Przegląda z zainteresowaniem dane, które pokazują się na komputerze.

Zaczynam się zastanawiać, jaką drogę przebył i jak się zaczęła historia, która...
Dorota Kowalewska: Panie profesorze, jakie były początki? Skąd pomysł na to, aby zostać kardiologiem?
- Władysław Sinkiewicz:
Hmm....cała ta historia zaczęła się realizować w malutkim pomieszczeniu nazwanym przez nas „kaciapą”, która miała wymiary dwa na niespełna cztery metry kwadratowe. To było pierwsze pomieszczenie, w którym monitorowano na odległość czterech chorych na sali tzw. intensywnego nadzoru kardiologicznego i które stało się początkiem budowania Oddziału Kardiologii w Szpitalu im. dr J. Biziela. Malutkie pomieszczenie, ciągle psujące się monitory, a my zaczynaliśmy pracę pełni zapału.
Gdy zaczynałem pracę jako lekarz, na początku lat siedemdziesiątych, nie było łatwo leczyć chorych na serce. Nie było nawet znane skuteczne leczenie p-bólowe w zawale serca. Kardiologia dopiero raczkowała w tej dziedzinie. Nie było też defibrylatorów, zaczęło dopiero się rozwijać monitorowanie ekg pacjenta. Praktycznie nie było żadnych z tych urządzeń, które kojarzą nam się dzisiaj z nowoczesnym szpitalem. Pracowałem na Oddziale Wewnętrznym Szpitala Ogólnego im. dr Antoniego Jurasza, ale już wtedy wiedziałem, że będę pracował z sercem. I to nie tylko w przenośni , ale i dosłownie. Zajmowałem się najchętniej właśnie pacjentami kardiologicznymi. Moja kochana szefowa, dr. Sławomiła Hellerowa, chyba przy okazji objęcia przeze mnie funkcji Jej zastępcy, zaprorokowała w swoim wystąpieniu, że kiedyś zostanę profesorem. Wtedy potraktowałem te słowa jako pobożne życzenie, ale teraz cieszę się, że Szefowa okazała się również dobrą wróżką..

Jest więc rok 1980 i zaczyna Pan Tworzyć Oddział Kardiologiczny...
- Ależ skąd! Zaczynam pracę w Klinice Alergologii. Szpital im. Jurasza jest remontowany i kliniki są przeniesione czasowo do nowego szpitala na Wzgórzu Wolności. Kierownik Kliniki Alergologii Profesor Bogdan Romański jest nie tylko wybitnym specjalistą w swej dziedzinie, ale jako niezwykle mądry, o szerokich horyzontach człowiek, widzi również potrzebę rozwoju kardiologii i kształcenia specjalistów w tej dziedzinie. To dzięki niemu mam możliwość zrobienia doktoratu z zakresu immunologii i kardiologii. Doktorat bronię się w 1981 roku, jeszcze w Gdańsku. Potem specjalizacja z kardiologii i następnie habilitacja.
Profesor, niestety, dwa miesiące po mojej habilitacji nagle umiera. Dzisiaj, spoglądając z góry, niewątpliwie cieszy się nie tylko z faktu, że trzech jego uczniów: prof. Zbigniew Bartuzi, prof. Maciej Świątkowski, i ja osobiście, są kierownikami katedr i klinik w Collegium Medicum UMK, którego podwaliny tworzył, ale również jest dumny z rozwoju kardiologii, której rozwojowi za życia był niezmiernie życzliwy.

Remont Jurasza się kończy i w Szpitalu Wojewódzkim robi się luźniej....

- Tak, kliniki zostają wyprowadzone do nowo wyremontowanego Szpitala im. dr Jurasza. Po kilku latach nowo zaangażowany profesor z gdańskiej Akademii Medycznej, Jacek Kubica, rozwija energicznie w Bydgoszczy i regionie kardiologię interwencyjną, drastycznie zmniejszające śmiertelność w chorobie wieńcowej. Rozwijają się inne nowe metody pozwalające leczyć i ratować chorych. Ci, dla których nie byłoby ratunku jaszcze kilka lat temu – dostają szansę na nowe życie. Ówczesny dyrektor Szpitala im. dr Biziela, dr Bogusław Jasik widzi potrzebę formalnego powołania silnego, dobrego Oddziału Kardiologii. Najpierw powstaje w Klinice Alergologii nowoczesny Intensywny Nadzór Kardiologiczny, a następnie Zakład Nieinwazyjnej Diagnostyki Kardiologicznej. Niezwykle ważnym istotnym elementem w rozwoju kardiologii naszego szpitala jest powstanie Pracowni Angiografii i Hemodynamiki, co zawdzięczamy następnemu dyrektorowi szpitala, Jarosławowi Kozerze. Zostajemy ośrodkiem referencyjnym w województwie kujawsko–pomorskim w diagnostyce i leczeniu niewydolności serca, zwłaszcza osób kwalifikowanych do przeszczepu serca. W ostatnim okresie zaczęliśmy też rozwijać elektroterapię serca.
Chciałbym w tym miejscu podziękować również aktualnej dyrekcji szpitala, z poparciem której możemy podejmować nowe dobre wyzwania na polu diagnostyki i leczenia chorób sercowo-naczyniowych, wzmacniające prestiż leczniczy i naukowy naszej placówki, która od niedawna uzyskała rangę Szpitala Uniwersyteckiego nr 2.

Ale miało być o tym, jak zostaje się profesorem...
- Ależ właśnie o tym rozmawiamy! Przecież bez tego wszystkiego nie zostałbym profesorem. Nasza praca, to nie tylko diagnostyka i leczenie pacjenta, dbałość o jak najlepszy sprzęt i stosowanie jak najlepszej terapii, ale również z tym związane wielokierunkowe wieloletnie badania naukowe, dydaktyka studentów i kształcenie młodych lekarzy w dziedzinie chorób wewnętrznych i kardiologii. No i przede wszystkim zespół, z którym to wszystko realizuję. Mogę się pochwalić, że mam w swoim zespole bardzo dobrych specjalistów z poszczególnych gałęzi kardiologii. Stawiam cały czas na ich rozwój, dając jednocześnie dużą samodzielność. Dzięki temu każdy wie, za co jest odpowiedzialny i w jakiej dziedzinie ma stawać się ekspertem. W ostatnich trzech latach zostały obronione cztery doktoraty, trzy przewody są otwarte, następne czekają na swoją kolej. W klinice są prowadzone również studia doktoranckie. Ale nie tylko lekarze są ważni. Dobry oddział nie mógłby funkcjonować bez dobrych i oddanych swojej pracy pielęgniarek. Moja niezastąpiona oddziałowa i inne pielęgniarki funkcyjne, to osoby, na której naprawdę mogę polegać. Z takimi ludźmi pracuje się doskonale. No i potrzebne jest pewnie trochę szczęścia do ludzi, którym się po prostu chce coś zrobić. Cieszę się, że również pielęgniarki z mojego zespołu, zwłaszcza w ostatnim okresie, coraz bardziej intensywnie zgłębiają wiedzę kardiologiczną.

Opowie mi pan o zdjęciu, które wisi na ścianie?
- Przedstawia papieża Jana Pawła II, moją żonę i mnie. Sześć lat temu byliśmy w Rzymie. Pamiętam, że szliśmy wieczorem ulicą ViaVenetto, gdy zadzwonił nasz przyjaciel ks. Roman Sadowski. Powiedział, że następnego dnia rano mamy być po siódmej przed Bazyliką Świętego Piotra, bo ma dla nas niespodziankę. Miałem cichą nadzieję, że będąc w Rzymie może będziemy mogli spotkać się z Ojcem Świętym, ale nie chciałem robić sobie wielkich nadziei. Ale się udało i to jak! Zostaliśmy zaproszeni na mszę św. do prywatnej kaplicy. Podarowałem papieżowi statuetkę z serduszkiem, symbolem prowadzonej przez nas Fundacji na Rzecz Rozwoju Kardiologii, którą przywiozłem do Rzymu. Nieduża statuetka, która symbolizuje jednocześnie naszą klinikę. I nasze powołanie. Jesteśmy przecież lekarzami, którzy leczą serca. A że serce, jak się uważa, jest siedliskiem duszy, to może i tam od czasu do czasu docieramy, wywołując uśmiech pacjenta, który jest dla nas największą nagrodą i podziękowaniem.

Zobacz też:


Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich MM-ki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje miasto.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto