Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Festiwal Zauchy to sport dla mnie ekstremalny, ale lubię wyzwania

Redakcja
P.Skraba
- "Spotkałem" Zauchę i zostałem już z nim - mówi Krzysztof Wolsztyński, człowiek od lekkiej atletyki i organizator festiwalu "Serca bicie" upamiętniającego Andrzeja Zauchę.

Zdradził pan sport dla muzyki?

- Jestem z bydgoskiego, starego Fordonu. W przeszłości organizowałem w tamtejszej Szkole Podstawowej nr 2 zawody o mistrzostwo ulicy. Sprzedawałem butelki i za te pieniądze kupowałem cukierki czy dropsy jako nagrody. Pochodzę z takich czasów, że wtedy uprawiało się każdą dyscyplinę sportu: piłkę ręczną, koszykówkę, piłkę nożną. W 1973 roku wygrałem bieg przełajowy i tak rozpoczęła się moja przygoda z lekkoatletyką. Byłem związany z Zawiszą jako zawodnik i trener, również kadry, przez sześć lat - teraz jestem jako organizator różnych imprez. Mam satysfakcję, że za mojej prezesury (w Kujawsko-Pomorskim Związku Lekkiej Atletyki - przyp. aut.) powstały najpiękniejsze obiekty i odbyły się największe imprezy lekkoatletyczne. Jest i muzyka, ale to sport był pierwszy!

- Jaka była pierwsza płyta, którą pan kupił?

- Pierwszy winyl to był... Modern Talking. Gdy byłem młody, to na przykład Marek Grechuta czy Andrzej Zaucha kojarzyli mi się z piosenką aktorską, z jakimś deklamowaniem wierszy, za czym wtedy nie przepadałem. Słuchaliśmy Skaldów, Czerwonych Gitar, Niebiesko-Czarnych, Haliny Frąckowiak, Karen Stanek, Kasi Sobczyk. A z zagranicznych Abby czy Beatlesów. Czas zmienia gusta i w tej chwili piosenka aktorska kojarzy mi się ze spokojem i relaksem. Od czasu do czasu trzeba posłuchać jednak czegoś mocniejszego.

- W pana telefonie słychać utwór Zauchy "Serca bicie".

- Festiwal nazywa się "Serca bicie", fundacja nazywa się "Serca bicie" i od początku organizacji tej imprezy ten utwór mi towarzyszy. Uważam, że jest to jeden z piękniejszych Zauchy. I jest rozpoznawalny. Jeśli ktoś do mnie dzwoni, to często się dziwi, bo takich dzwonków już się nie spotyka. W tym roku ta piosenka będzie grana na finał koncertu, ale nasz festiwal potrzebuje zmian.

- Jakie to będą zmiany?

- W tym roku będziemy grać przede wszystkim Jana Kantego Pawluśkiewicza, założyciela grupy "Anawa", w której to śpiewał Zaucha przez bodaj półtora roku. Pierwszym wokalistą był inny krakowski wokalista Marek Grechuta. Uznaliśmy, że nie możemy wyłącznie skupiać się na Zausze i grać tych samych utworów tylko w różnych wykonaniach. Będzie więc dużo Grechuty. Kasia Kowalska zaśpiewa m.in. "Dni, których nie znamy". A na przykład Maciej Balcar, wokalista Dżemu, zaśpiewa "Mam przewrócone w głównie" Zauchy w nowym aranżu.

- Festiwal jest już znany w Polsce.

- Dwa razy zresztą odbył "podróż" do Warszawy i był grany dwukrotnie w tym samym roku, również w Bydgoszczy, jak zwykle. Większość festiwali w regionie skupia się na jednym wykonawcy. My zapewniamy sześć, siedem gwiazd, które wykonują nie swoje utwory w nowym wykonaniu. I umożliwiamy uczestniczenie w nim młodzieży. Najlepszych wyłaniamy po przesłuchaniach, oczywiście z udziałem specjalnego jury.

- Jest pan znany głównie z działalności sportowej. Skąd pomysł organizacji festiwalu muzycznego?
- Jak zwykle w życiu wszystko jest dziełem przypadku. W pewnym momencie spotyka się kogoś i z nim już się zostaje na całe życie. Tak było ze mną i Zauchą. Mój syn Paweł, który od tego roku jest absolwentem szkoły teatralnej w Krakowie, często śpiewał sobie covery Zauchy. Tak sobie wybrał, nie wiem nawet dlaczego. On był moim doradcą. Ja znając kilka osób, które zajmują się organizowaniem koncertów, powiedziałem im, że może by zrobili koncert pamięci Zauchy. Byli niechętni, mówili, że to niszowa impreza. I poczułem się, jakby mi ktoś dał kopa. Postanowiłem się tym zająć. Kropką nad "i" był Kuba Badach, który w 2008 roku był u nas ze swoimi Poluzjntami. Powiedział mi, że to świetny pomysł, że ludzie pamiętają Zauchę i bardzo chętnie by posłuchali jego piosenek. Miał mnóstwo pomysłów. Powiedzieliśmy sobie, że zrobimy ten festiwal raz.

- A 18 maja będzie już szósta edycja.

- I mam satysfakcję! Po pierwszej edycji obudziło się środowisko artystyczne z Krakowa czy Warszawy. Wszyscy mówili mi, że to super pomysł i trzeba go kontynuować. Nie dostałem ani grosza od miasta. Organizatorem był... Kujawsko-Pomorski Związek Lekkiej Atletyki. Znaleźliśmy, że Zaucha był w przeszłości kajakarzem, więc miał coś wspólnego ze sportem. Ale to się niektórym ludziom nie podobało, więc założyliśmy fundację "Serca bicie". Pamiętajmy, że od początku był to rozbudowany festiwal. Od razu ruszyliśmy z młodymi wokalistami, były eliminacje, półfinały, finał. W sumie przygotowania do koncertu galowego z udziałem zaproszonych gwiazd trwały z pół roku. Mówię sobie: "Warto jest mieć marzenia i dążyć do ich spełnienia".

- Takim marzeniem była hala lekkoatletyczna, która powstaje w Toruniu?

- Cieszę się, że w pewnym momencie udało mi się przekonać kilka osób do zrobienia tam bieżni. Mamy najpiękniejszy stadion lekkoatletyczny w Polsce w Bydgoszczy i najpiękniejszą halę w Toruniu. Niedawno, gdy byli w Toruniu z wizytacją przedstawiciele Europejskiej Federacji Lekkoatletycznej, widziałem, jakie ważenie zrobiła na nich hala. Rzeczywiście to piękny obiekt, w którym z każdego miejsca widać idealnie. To ją odróżnia od wszystkich hal, w tym w Sopocie, gdzie niedawno były przecież mistrzostwa świata.
- A bydgoska "Łuczniczka". Czy tam nie można by zamontować bieżni?

- Ostatnio na sesji przewodniczący Rady Miejskiej w Bydgoszczy Roman Jasiakiewicz powiedział, że Krzysztof Wolsztyński wyprowadził lekkoatletykę z Bydgoszczy do Torunia. Bo tutaj jest hala. To ja się pytam, jaka hala? "Łuczniczka", oddawana w pośpiechu do użytku na koniec prezydentury Romana Jasiakiewicza? Trzeba było zrobić trochę większą, żeby tam zamontować bieżnię. Teraz co najwyżej można tam organizować "Pedro's Cup" i cieszę się, że taki mityng jest. Jestem przewodniczącym Kujawsko-Pomorskiego Związku Lekkiej Atletyki a nie Bydgoskiego Związku. Muszę troszczyć się o wszystkich.

- Nie marzy się panu "Diamentowa liga" na Zawiszy?

- Już nie. Niech pan zobaczy, jak wielkie miasta organizują tę imprezę, jak olbrzymie mają budżety. Nie dostaniemy mistrzostw świata czy mistrzostw Europy na bieżni seniorów z tego samego powodu. Chociaż... Na razie koncentrujemy się na organizacji Pucharu Interkontynentalnego w 2018 roku. W listopadzie się okaże, czy go dostaliśmy. W dwudniowych zawodach wystąpią najlepsi lekkoatleci świata z Usainem Boldtem na czele. A przedtem jest moje dziecko od 14 lat, czyli Europejski Festiwal Lekkoatletyczny, który odbędzie się 2 czerwca. Z nim też jest kłopot, bo w tym roku w budżecie jest tylko 400 tys. zł. A były już takie edycję, że był ponad milion. Ale zrobimy go tradycyjnie na dobrym poziomie.

Tomasz Froehlke

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto