Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Nie potrafię pracować z ludźmi, których nie cenię" - wywiad z Markiem Żydowiczem [Camerimage 2014]

Redakcja
O tym, jak zachować niezależność, co to znaczy być trudnym ...
O tym, jak zachować niezależność, co to znaczy być trudnym ... Andrzej Muszyński
O tym, jak zachować niezależność, co to znaczy być trudnym facetem i o korespondencji mailowej z Angeliną Jolie opowiada nam Marek Żydowicz.

Po tylu latach festiwal robi się już na pamięć?

Niektóre rzeczy na pewno. Mechanika festiwalu jest w wielu elementach dopracowana. Ale dopóki nie będziemy mieli własnego centrum festiwalowego, dopóki nie powstanie profesjonalna infrastruktura, która rozwiąże problemy, z jakimi musimy się co roku borykać, to zawsze będą kłopoty. Opera nie jest przystosowana do takich wydarzeń, jak nasze. Brakuje tu choćby kabiny projekcyjnej...


No właśnie, przez chwilę było głośno na temat budowy centrum kongresowego na pl. Teatralnym. Teraz miasto zamilkło...

Zobaczymy, gdy miną wybory. Ale mówienie, że Bydgoszczy nie jest potrzebny reprezentacyjny budynek znanego architekta jest bzdurą. Na świecie powstają budynki, które przyciągają turystów i podnoszą rangę miasta. Jaki jest w tej chwili powód, aby zjechać z autostrady niefortunnie umieszczonej  po wschodniej części Torunia, przejechać przez Toruń i godzinę jechać do Bydgoszczy? Nie chcę obrażać Bydgoszczy, mam wielki szacunek do ludzi, którzy tu żyją. Ale trzeba sobie powiedzieć, że jeśli chcemy to miasto wyróżnić, to musimy zbudować takie centrum. I wbrew temu, co się mówi, ten budynek nie będzie własnością Żydowicza, tylko własnością publiczną, w której Żydowicz może realizować coś, dzięki czemu do Bydgoszczy przyjedzie w przyszłości tylko na festiwal 100 tysięcy ludzi i którzy właśnie tu będą wydawać swoje pieniądze.

Sytuację potęguje jeszcze fakt, ze Żydowicz przyjechał tutaj z Torunia...

To już w ogóle jest absurd. Uważam, że oba miasta powinny ze sobą współpracować i są na to skazane. Rozbicie osłabi skuteczność zabiegów obu miast o poważne potraktowanie ich oczekiwań zarówno w rządzie, jak i UE.  Powinniśmy więc robić wszystko, aby Toruń i Bydgoszczy ze sobą współpracowały, bo inaczej zaczniemy tracić, a inne regiony na tym zyskają. Trzeba zmienić sposób myślenia, zapomnieć o rywalizacji, o konfliktach, bo inaczej nic się tu nie zmieni. I zbudować coś, co będzie ponadregionalną atrakcją. Bo tego brakuje. To zadanie mądrych gospodarzy, którzy powinni zdawać sobie z tego sprawę. Wierzę, że władze  miasta i regionu po wyborach zdobędą się na odwagę i spróbują stworzyć nowe poczucie tożsamości i dumy  Bydgoszczy. Jesteśmy do dyspozycji, ale powtarzam, że jeśli znajdzie się ktoś w innym mieście, kto zechce wybudować Camerimage Center to będziemy też to brali poważnie pod uwagę. Czy kogoś może dziwić, że dbamy o to, by poprawić warunki organizacji Camerimage? Nadszedł czas, żeby ten naród oprócz stawiania stadionów za miliardy złotych z publicznej kasy, potrafił też zbudować budynek, który będzie dumą polskiej kultury, przeznaczony na działania kulturalne na światowym poziomie. A w tym wnętrzu powinien działać sprawny operator, który sprawiłby, że miejsce  będzie przynosiło dochody. I na tym powinno polegać partnerstwo publiczno-prywatne, które wciąż nie jest poważnie traktowane przez samorządy i podatników. To pozwoliłoby pomnażać budżet publiczny. Tylko wciąż pokutuje pogląd, że instytucja prywatna nie jest wiarygodnym partnerem. Ale publiczna, nawet zadłużona już jak najbardziej. To absurd.

Gdybym był złośliwy  poprosiłbym, żeby porównać ofertę którejś z kulturalnych instytucji publicznych i jakiejś prywatnej i jakie to przynosi korzyści miastu, regionowi, państwu. Mam na myśli imprezy kulturalne takie jak festiwale czy wystawy czasowe, koncerty etc.

Przed laty Krzysztof Kieślowski powiedział panu, że ten festiwal to świetna inicjatywa, ale trzeba będzie go z Polski zabrać, bo tu będą problemy... Wtedy nie rozumiał pan, o co może mu chodzić?

Trudno było mi to przewidzieć. Miałem wtedy 30 lat i byłem pełen zapału, uczyłem na UMK historii sztuki. Szybko chciałem przeskoczyć tę granicę, która powstała przez zamknięcie Polski na świat. Wydawało mi się, że jeśli z entuzjazmem pociągnę innych za sobą i będziemy ściągać tutaj gości z zagranicy, to będziemy mieli pełne wsparcie przynajmniej środowiska filmowego. Kieślowski miał rację - w tym kraju sukcesu i powodzenia się ludziom nie wybacza. Powiedział mi, że festiwal będę musiał organizować metodą olimpijską, to znaczy w różnych miastach nie tylko w Polsce, ale też na świecie, bo inaczej będę miał problemy. I nie mylił się. To samo zresztą powiedział mi Rysiu Horowitz po pierwszej edycji festiwalu. Usłyszałem od niego "Marek napytałeś sobie biedy". Powiedział mi "jest różnica między nami Żydami i wami Polakami. Jeśli Żydowi się coś uda, to natychmiast pojawia się obok niego stu innych, którzy chcą mu pomóc, bo widzą w tym interes. A jeśli Polakowi coś się udaje, to natychmiast pojawia się stu, którzy będą już dobrze wiedzieli co zrobić, żeby mu się dalej nie wiodło". I coś w tym jest. Przez te lata cały nasz zespół nauczyło to dużej odporności. Ja stałem się nieprzejednany w pewnych kwestiach związanych z niezależnością i czystością festiwalu, z kwalifikowaniem filmów na festiwal czy nawet z przyjmowaniem dotacji. Zdarzało się, że ich odmawiałem, bo była w tym jakaś nietransparentność.  To się zdarza innym instytucjom kulturalnym i wiem jak trudno im zachować czystość w takiej sytuacji, bo pokusa otrzymania pieniędzy jest duża, kiedy ma się nóż na gardle w postaci niedopiętego budżetu. Zdarzało się również, że różne partie polityczne próbowały uczynić z festiwalu tubę propagandową. Zawsze odmawiałem, ale dzięki temu wiarygodność Camerimage jest o wiele większa, niż gdybyśmy szli na kompromisy. Wielu się to nie podoba, bo przyzwyczailiśmy się, że w tym kraju można wszystko "jakoś" załatwić przez znajomości, poparcie, kumoterstwo. A nie tędy droga.

Zdarzają się nie tylko naciski polityczne, ale również branżowe...

Bywa, że odmawiamy pokazania filmów nawet wybitnym twórcom, bo te produkcje są po prostu słabe. I również dzięki temu trzymamy niezależność programową i wysoki poziom. Po trzeciej edycji Camerimage widziałem się ze Stevenem Spielbergiem. Powiedział mi wówczas, że jeżeli utrzymam niezależność festiwalu, to doczekam się chwili, w której Camerimage będzie uznawane za jedno z najważniejszych wydarzeń filmowych na świecie. I tego się trzymam, i dzięki temu wiem również, że Spielberg kiedyś przyjedzie na festiwal jeżeli czas mu pozwoli. Cierpliwie czekamy.

A na kogo jeszcze czekamy?

Lista jest długa, ale wiadomo że ci najbardziej uznani na świecie są bardzo zajęci. Odpisują jednak na nasze zaproszenia. W tym roku osobiście odpisała Angelina Jolie, że chętnie, ale niestety tym razem się nie uda. Nie zleciła tego komuś, zrobiła to osobiście. Podobnie wielu innych. To wyraz uznania i pozwala wierzyć, że gdy inne zobowiązania pozwolą to oni przyjadą przekonać się, że to co słyszą o Camerimage to prawda i będą wracać jak Keanu Reeves, David Lynch i wielu innych..

Trzyma pan to w ryzach od tylu lat. Jakim szefem jest Marek Żydowicz?

To nie do mnie pytanie. Ja uważam, że jestem trudnym facetem, bo wymagającym i niestety nie idącym na kompromisy. Jeśli ktoś popełnia błędy to musi to usłyszeć, nawet jeśli to bolesne i powiedziane podniesionym głosem. Pewne rzeczy nie mogą mieć miejsca.  Wymagam od ludzi kreatywności i tylko z takimi chcę pracować. Na pewno natomiast nie potrafię pracować z kimś, kogo nie cenię. Szanuję każdego, kto wykonuje swe powinności dobrze, niezależnie od zawodu, kwalifikacji, stanowiska.

Rozmawiała Joanna Pluta

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto