The Australian Pink Floyd Show - od 20.00 w Łuczniczce

Zespół zagrał wczoraj we Wrocławiu i dotarł do nas pełen pozytywnych wrażeń. Niemile zaskoczyły go jedynie warunki na drogach.
- Dla Australijczyka to szokujące, tyle śniegu! Ciężko było tu w nocy dotrzeć, drogi są zablokowane przez śnieg – śmieje się Colin.
Australian Pink Floyd Show to bardzo wierne odbicie Floydów i, jak przyznają muzycy, odczuwają z tego powodu pewną presję:
– Publiczność oczekuje perfekcji – mówi Colin, aczkolwiek nie narzeka. - Ale my sami, jako perfekcjoniści, sami dla siebie, też dbamy przecież o to, by numery były wykonywane doskonale.

Nad materiałem pracowali latami, nie od razu zdecydowali się występować, najpierw zadbali o odpowiedni poziom wykonania. Do obecnej formy dochodzili 20 lat.
Pracując nad setlistą, są otwarci na sugestie fanów, chętnie biorą pod uwagę sygnały, czego najbardziej chcą słuchać ludzie. Czy oznacza to, że są w stanie zagrać wszystko, co stworzyli Floydzi?
- Jest kilka dziwnych utworów, po które nie sięgnęlibyśmy. Np. "Several Species of Small Furry Animals Gathered Together in a Cave and Grooving with a Pict" czy "Alan's Psychedelic Breakfast" – wymienia Jason. - Nigdy chyba tego nie zagramy, chociaż kto wie...

W październiku tego roku minie 40 lat od wydania albumu "Atom Heart Mother”. Być może właśnie z repertuarem związanym z tym jubileuszem wróci do nas zespół z Australii. – Uwielbiam ten album, chciałbym go zagrać – przyznaje Jason. – Ktoś już nas o to pytał tydzień temu i od tego czasu rozmawialiśmy o tym. Byłoby fantastycznie, chociażby na małą trasę.

Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich MM-ki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje miasto.