Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Filmowo

Gary Grey
Gary Grey
Mieć dość to za mało powiedziane. Ja jestem po prostu ogromnie zniesmaczony.

Oklepane aż do bólu teksty filmowe, mające być śmieszne lub wzbudzać wyższe emocje, psują nawet najlepszy film i zamieniają go w lichą tandetę. Gro z was podniesie teraz głos sprzeciwu. Powiecie, że tak musi być, bo film musi trafić do każdego, a kluczem są właśnie te tandetne teksty. Zapewne macie rację. Ja tylko podam kilka przykładów i nie liczę na to, że zmienicie zdanie, jednak posłuchajcie…

Na pierwszy ogień rzucam wyświechtaną frazę „kocham cię”, powtarzaną bezsensownie sto tysięcy razy w ciągu dziewięćdziesięciu minut filmu. Rozumiem powiedzieć raz albo dwa i to w różnych sytuacjach i do różnych osób. To nawet jest przystępne. Publika lubi takie wyznania i sam jestem w stanie to znieść. Jednak powtarzać ten zwrot kilkanaście razy? Niezdrowa przesada. Pandemia „kocham cię”. Inaczej tego nie potrafię określić. A najgorsze jest to, że na tą zarazę nie ma lekarstwa. Tak już będzie. Ten stan rzeczy się nie zmieni. Filmy były i będą „kochliwe” bez względu na wszystko. Cóż więc robić? Denerwować się? Złościć? Szkoda nerwów. Rwać włosy? Szkoda włosów. Co pozostaje? Śmiać się do rozpuku z tych jakże „głębokich” wyznań.

Super bohater przedziera się przez dżunglę ostrzeliwany zewsząd ogniem krzyżowym. Wybuchają bomby, granaty i miny, lecz on mężnie biegnie dalej. Upada i czołga się naprzód. W oddali widzi czekający na niego śmigłowiec. W ostatniej chwili wskakuje na pokład. Cudem unika śmiercionośnych kul nieprzyjaciela. Śmigłowiec wznosi się w powietrze, lecz nagle rakieta uderza w tylni wirnik i helikopter zaczyna spadać. Bohater wyskakuje i spada do wody z kilkuset metrów. Płynie wśród min, meduz i innego wodnego świństwa. Istne piekło. Wychodzi na ląd, gdzie czeka na niego pomoc. Podbiega doń piękna kobieta i pyta „Nic ci nie jest?” Boże drogi! Facet otarł się o śmierć, a ona go pyta czy nic mu nie jest. Oczywiście, że coś musiało mu się stać. Jednak on, w stylu maczo, odpowiada: „Nic mi nie jest.” Przecież on prawie zginął! Nic tylko załamać ręce i płakać.

Kolejną tandetą jest nadużywane, a jak już używane, to i tak za często choćby nie wiem co, „mam wyrzuty sumienia” i równie bublowate „to moja wina”. Przychodzi mi na myśl film, którego tytułu nie pamiętam, gdzie bohaterowie regularnie, co dziesięć minut wyznawali, że mają wyrzuty sumienia. Bo oto albo coś zrobili,  albo nie zrobili, albo zaniedbali, albo w ogóle nie robili nic złego, a i tak mieli wyrzuty sumienia. Może musieli wyrobić normę? To nie te czasy, ale kto wie. W każdym bądź razie wychodził z tego taki słodki bełkot, że aż mdliło. Poza tym nie sposób było nie przewidzieć zakończenia, które polegało na czym? Na wypowiedzeniu magicznych słów „to moja wina” i strumieniami wylanych sztucznych łzach. W pełni sztucznych, bo prędzej ludziom do śmiechu w momencie tego wyznania, niż do łez. Czasami zdaje mi się, że scenarzyści pomniejszych seriali i telenowel prześcigają się w zmuszaniu aktorów do przyznawania się do winy. Nie wiem czemu to ma służyć, ale jednak jakiś cel musi mieć. Tym celem zapewne jest po prostu trafienie do tej liczby widzów, którzy lubują się w oglądaniu tak wzruszających scen. Niech im będzie.

To jest ta chwila, ten chwalebny moment, gdy narastające napięcie musi się wydostać. Dwoje ludzi patrzy sobie głęboko w oczy. Zastygają w bezruchu. Oboje chcą mówić, lecz żaden dźwięki nie dobywa się z ich ust. I gdy tak sobie stoją i stoją, patrzą i patrzą w te oczy, zaczynają się nudzić. Wówczas jedno z nich odzywa się: „chcę ci coś wyznać”. Ach, wspaniale! Wszyscy na to czekali! Teraz wszystko wyjdzie na jaw! Zapętlona zagadka w końcu zostanie rozwiązana. Oto druga osoba rzuca pytające spojrzenie i w odpowiedzi słyszy zazwyczaj cokolwiek niesmacznego w stylu: „jestem w ciąży, ale to nie ty jesteś ojcem”. I wszystko jasne. Co dzieje się dalej, jest przewidywalne. Jeśli ktoś chce doświadczyć tego, wystarczy regularnie oglądać tanie seriale i telenowele pozbawione smaku i grające na nerwach. Tam tekstów „muszę ci coś wyznać” jest na pęczki.

Na koniec zostawiłem utartą, amerykańską frazę „whatever” (cokolwiek, niech się dzieje co chce). Ów zwrot używany jest przez super bohaterów przed, załóżmy, tajną misją lub akcją, z której wrócić cało to niemalże cud. Bohater bierze do ręki broń i z zacięciem malującym się na twarzy wypowiada to jedno, magiczne słowo, które sprawia, że kobiety wzdychają z zachwytu. Ja nie wzdycham. Jakoś mnie to wcale a wcale nie kręci. Poza tym po użyciu tego zwrotu akcja filmu staje się przewidywalna, bo skoro nasz bohater wypowiada to słowo, wiadomo, że zrobi wszystko, by osiągnąć swój cel. Najczęściej ten cel to uratowanie pięknej kobiety, uwięzionej przez bandziorów. Cóż, kto chce sobie wzdychać, niech to robi. Mi nic do tego, choć jestem wielce zniesmaczony.

Jedni się zachwycają, drudzy się zrażają. Rzadko się zdarza, bym się zachwycił filmem. Prędzej mi do zdegustowania i zrażenia. Jestem, czasem przesadnie, bardzo wymagający wobec filmu. Wszystko dlatego, że jestem strasznym malkontentem i paskudnym grymaśnikiem. Dlatego też nie bierzcie mojego wywodu za bardzo do siebie. Drodzy Państwo, oglądajcie co Wam się żywnie podoba, a narzekanie zostawcie dla mnie. Zawsze chętnie ponarzekam.

Zobacz też:


Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz nadsyłania zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich MM-ki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje miasto.


od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto