MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Trójkąt zwany studenckim

Gary Grey
Gary Grey
Czym jest Trójkąt Bermudzki wie każdy. Znikały tam bezpowrotnie samoloty, statki, okręty.

A taka prawda z tego, jak ta, że 11 września, w budynek Pentagonu uderzył samolot pasażerski, albo to, że dzieci rodzą się za spiralami antykoncepcyjnymi w główkach. Absurd. To co jednak nie jest absurdem jest inny trójkąt. Śmiertelny, ostrokątny trójkąt studencki.

 

Każdy, prócz studentów, kto choćby tknął ostrą krawędź trójkąta, okulałby w najlepszym przypadku. W najgorszym skończyłoby się to śmiercią. Dlaczego? Bo ta krawędź nazywa się kolokwium. Tylko zdrowy, hardy i bezkompromisowy studencina potrafi sobie poradzić z takim wyzwaniem. Kolokwium to wysoko postawiona poprzeczka i nie każdy potrafi ją przeskoczyć. Student potrafi. Nie ważne jak wysoko będzie musiał skakać. Zrobi to z pieśnią na ustach. Jedyne czym musi się martwić, to ściągi, które w zasadzie ma prawo robić i jest nierzadko do tego zachęcany nawet przez wykładowców. Owe ściągi mogą pechowo wypaść z kieszeni studenta prosto w ręce egzaminatora, a wtedy to już nie ma przebacz. Student może prosić o litość, błagać i skamleć. Rzuca się do nóg i prosi o możliwość ponownego skoku. Krzyczy, wrzeszczy, drze ubrania tak długo, aż zmięknie serce egzaminatora. Wszak, którego serce nie zmięknie na widok błagających o litość przystojnych, słodkich, czarujących studentów? Nie znam ludzi o tak zatwardziałych sercach. Przesadziłem trochę. Nie znam takowych, prócz niektórych moich wykładowców, dla których kolokwium to absolutna świętość i relikt. Nie przesadziłem teraz co do świętości kolokwium. Tak jest naprawdę na mojej uczelni i podejrzewam, że na wielu innych studiach humanistycznych też.

Drugą niemniej ostrą krawędzią trójkąta studenckiego jest prezentacja i referat. Te dwie rzeczy mają jedną paskudną, wspólną cechę. Podczas prezentacji i referowaniu trzeba stanąć przed całą grupą, a czasem całym rokiem, co jest bardzo stresujące, i wybełkotać w pocie czoła treść pracy. Ale zanim to nastąpi trzeba wpierw naszą pracę przygotować, co wcale nie musi być łatwe, nawet w erze komputerów. Nie wystarczy klikać tylko „kopiuj”, „wklej” z miernej encyklopedii internetowej. O, nie! Tutaj należy ruszyć główką makówką. Biblioteka powinna stać się dla dobrego studenta, tym, czym jest dla niego pub. Co prawda nie piłby tam piwa ani drinków, ale tam właśnie ślęcząc na książkami znajdzie to, czego potrzebuje do swojego referatu i prezentacji. Gdy już go ułożymy i lotem koszącym sprawdzimy błędy, możemy przystąpić do kolejnego etapu, chyba najgorszego ze wszystkich. Etap ten to wykuwanie na blachę, przynajmniej najważniejszych punktów, bo wykładowca nie życzy sobie, żeby czytać prezentację, lecz ją omawiać z pomocą notatek. No trudno. Żadnych skarg, żadnego żalenia się. Trzeba robić jak nam kazano. Wykładowca siedzi sobie jedynie za biurkiem, jeśli go ma, bo czasem nie ma, jak pan i władca, rzuca od czasu do czasu leniwe spojrzenie na referenta i prezentera, podłubie w nosie, wyjrzy za okno, zagra w węża na komórce i gdy przychodzi czas na ocenę, pomruczy, pochrząka i rzeknie: Tak, tak. Wyczerpujący referat. Cztery plus.

Krawędź trzecia. Jest jedno słowo w słowniku studenta, które wzbudza w nim lęk. Jedno, makabrycznie proste i dźwięczne słowo, a nie pozwala spokojnie spać. Studenci śnią najgorsze koszmary i wybudzają się zlani zimnym potem, gdy usłyszą przez sen brzmienie tego słowa. Mowa tu o „sesji”. Cosemestralny pogrom wśród studentów. Nieprzespane noce, czytanie, bolące oczy, uczenie się na pamięć, litry wypitej kawy i napojów energetyzujących, setki wypalonych papierosów, tabletki rzekomo poprawiające pamięć i zdolność uczenia się oraz stanie na głowie, celem poprawienia krążenia w mózgu. Tak wyglądają dni i noce przed sesją. Nauki ogrom. Stresu także, lecz jak później się okazuje, był zupełnie niepotrzebny, ale blokuje nas w uczeniu się. Tak samo jak nie można zasnąć będąc spiętym, tak też ciężko jest czegokolwiek się nauczyć będąc pod presją. Presja ta jest horrendalna i czasem nie do wytrzymania, ale jakoś trzeba sobie radzić. W końcu student to nie byle kto. Poradzi sobie ze wszystkim. Nawet z serią egzaminów. Co jednak jeśli się nie uda? W takim przypadku należy udać się do najgorszej speluny, zapić smutki litrami alkoholu, wytrzeźwieć i podejść do egzaminu w sesji poprawkowej.

A co słychać u naszych wykładowców? A w porządku. Nie narzekamy. Czy i oni też tak ciężko pracują jak my? Tak, oczywiście. Jesteśmy strasznie zapracowani. A może mają jeszcze więcej na głowie? Mamy sporo na głowie. Może zadanie napisania arkuszy egzaminacyjnych przerasta ich? Och, tak. Ułożyć pięć pytań naprawdę nas przerasta. Może ułożywszy bardzo trudne pytania, podśmiewają z naszej okrutnej i nieuniknionej katastrofy? Tak, oczywiście! Zrobimy was w konia i będziemy mieli z was niesamowity ubaw!

Na koniec zacytuję znany bardziej lub mniej dowcip studencki:
W domu wykładowcy dzwoni telefon. Wykładowca podnosi się z łóżka i odbiera telefon.
- Słucham – mówi.
- Śpi pan? – odzywa się głos w słuchawce.
- Tak, śpię – opowiada.
- A my się jeszcze, cholera, uczymy!

Zobacz też:

 

 

Zobacz też:


Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz nadsyłania zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich MM-ki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje miasto.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Szokująca oferta pracy. Warunkiem uczestnictwo w saunie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto