Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak dać po tysiaku załodze MZK i uratować szpital Biziela? - Minął tydzień

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Poniedziałek, 27 czerwca, rano. Pasażerowie w poszukiwaniu komunikacji zastępczej
Poniedziałek, 27 czerwca, rano. Pasażerowie w poszukiwaniu komunikacji zastępczej Dariusz Bloch
Ze zdziwieniem odnotowałem to, że nikt z władz Bydgoszczy, przynajmniej przez pierwsze dni strajku załogi MZK, nie dawał sygnału, że pieniędzy na podwyżki intensywnie szuka.

Jako dziennikarski weteran pamiętam sporo dokuczliwych strajków z ostatniego trzydziestolecia, od anestezjologów po rolników. Wszystkie wywoływały kontrowersje, głosy w obronie strajkujących i przeciwko nim było podzielone. Kiedyś trudniej było te opinie liczyć i wartościować, bo nie było mediów społecznościowych. Dziś wystarczy parę kliknięć i internauta ma przed oczami dość obiektywny obraz nastrojów ludzi. A te parę kliknięć pozwala przekonać się, że rozpoczęty równo przed tygodniem strajk załogi bydgoskich MZK jest na tle innych strajków wyjątkowy. Toczy się bowiem przy dominującym poparciu bydgoszczan dla mocno przecież utrudniających im życie kierowców, motorniczych i mechaników największej firmy transportowej w mieście.

Pomijając formalno-prawne dyskusje o tym, czy strajk był legalny, osią sporu są płace. Konkretnie: postulat strajkujących, by każdemu z pracowników podnieść wynagrodzenie o tysiąc zł brutto. Odpowiedź drugiej strony – zarządu MZK, a pośrednio władz Miasta Bydgoszczy, które jest właścicielem MZK – jest jeszcze prostsza: na taką podwyżkę nie ma pieniędzy. Nie wiem, jak szczera jest to odpowiedź. Ze zdziwieniem odnotowałem natomiast to, że nikt z władz miasta, przynajmniej przez pierwsze dni strajku, nie dawał sygnału, że pieniędzy na podwyżki intensywnie szuka. W poniedziałkowym (27.06.) „Expressie” ja znalazłem natomiast artykuł, który, jak sądzę, pokazuje jedną z dróg, którymi szybciej mogliby pójść poszukiwacze pieniędzy dla załogi MZK.

Przeczytałem otóż, że ratuszowi prawnicy analizują możliwość likwidacji miejskiej spółki Tramwaj Fordon. Spółka ta powstała w 2009 r. przede wszystkim po to, by odebrać unijne dofinansowanie projektu budowy linii tramwajowej do Fordonu. Ten temat, jak bydgoszczanie doskonale wiedzą, jest już zamknięty. Nie ma więc powodu, by spółka obsługująca obecnie 9,5 km torów i 12 tramwajów marki Swing po nich kursujących nadal istniała jako byt odrębny od również należących do miasta MZK. Ile wynoszą koszty spółki Tramwaj Fordon? W ubiegłym roku było to 35 mln zł. W tym roku koszty mają wzrosnąć do 38 mln zł. Łatwo policzyć, że z takich pieniędzy można przez rok dokładać po tysiaku do pensji załodze liczącej 3166 osób, a więc trzy razy liczniejszej niż załoga MZK.

Zdaję sobie sprawę, że przedstawiona wyżej kalkulacja jest abstrakcją. Koszty Tramwaju Fordon to nie tylko fundusz płac pracowników spółki. Poza tym przynajmniej część jej załogi zapewne okazałaby się niezbędna także po przejęciu Tramwaju Fordon przez MZK. Na pewno jednak nie byłoby potrzebne dublowanie stanowisk prezesów (w Tramwaju Fordon prezes dostaje co miesiąc kilkanaście tysięcy złotych, cztery lata temu było t0 13 200 zł), członków rady nadzorczej (w Tramwaju rada nadzorcza jest trzyosobowa, z zarobkami 3-4 tys. zł miesięcznie) i innych posad w administracji (sekretarka, księgowa).

Powtarzam: nie mam pojęcia, jak duże oszczędności przyniosłaby likwidacja Tramwaju Fordon. Pokazuję jedynie kierunek działań, których oczekiwałbym od władz Bydgoszczy w zapalnych sytuacjach, do jakich bez wątpienia należy strajk czy bunt w MZK.

Paradoksalnie, podobne myśli przychodzą mi do głowy w związku z innym punktem zapalnym w mieście. Myślę o planach połączenia szpitali „Jurasza” i „Biziela”. Setki pracowników szpitali od wielu tygodni żyją w nerwach, dziesiątki polityków na tym ogniu upiekły własne pieczenie. Tymczasem nikt nie przedstawił nawet bardzo ogólnej kalkulacji finansowych oszczędności, jakie miałaby przynieść ta operacja. Podobnie zresztą jak nikt nie próbował odpowiedzieć na pytanie o inny sposób na pozbycie się ogromnych długów obu tych szpitali. Irytuje mnie w tej sytuacji zachowanie rektora Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, do którego należy decyzja o przyszłości szpitali. Ten bowiem milczy jak ryba… albo jak władca absolutny. Gronostaje uderzyły mu do głowy?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści (5) - oszustwo na kartę NFZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jak dać po tysiaku załodze MZK i uratować szpital Biziela? - Minął tydzień - Express Bydgoski

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto