Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Językowo

Gary Grey
Gary Grey
Jak powiadał Mikołaj Rej „Polacy nie gęsi, iż swój język mają”.

Ten cytat zna, zakładam z dużą nadwyżką, każdy rodowity Polak i rozumie każdy, z jeszcze większą nadwyżką, jego przesłanie. Każdy reflektuje się i robi rachunek sumienia. Zadaje sobie pytanie: czy może gąska ze mnie? Może, co gorsza, papuga? A może i to i to? A może w najlepszym przypadku nie mam nic wspólnego z ptactwem?

Nadstawiam ucha tu i tam. Spoglądam tu i tam. Co widzę? Co słyszę? Zabawne rzeczy. Bynajmniej dla mnie. Długo myślałem o tym jak o katastrofie i dostawałem ostrej nerwicy, ale teraz to już tylko mnie śmieszy. Po co marnować zdrowie na nerwy skoro można obrócić tragedię w śmiech. I teraz, gdy napotykam na językową tragedię, uśmiecham się i idę dalej „swoją drogą”. Czym jest owa „moja droga”? Opowiem wam o tym.

Droga jak droga. Zazwyczaj prosta, czasem pełna zakrętów, zdarzają się ronda, czasem ślepe uliczki. Tych ostatnich oby jak najmniej. W każdym bądź razie, by tą drogą kroczyć potrzeba dobrych butów trekkingowych i kijków, bo to droga wymagająca. Potrzebny nam będzie plecak, a w nim ciepły polar i kurtka przeciwdeszczowa, gdyż tam gdzie będziemy chodzić szybko zmienia się pogoda. A więc to góry, pomyślicie. I macie rację.

Pierwszy krok stawiamy w dolinie zwanej przedszkolem. To tam poznajemy alfabet i uczymy się literować wyrazy. Przyznaję, że byłem w tym niesamowicie kiepski. Kiedy przedszkolanka kazała mi literować wyrazy, nawet najprostsze, tworzyłem tasiemce dodając do wyrazów inne literki. Jakoś tak wyraz „mata” nie mógł dla mnie skończyć się na „a”, więc dodawałem a to „s”, a to „w”, a to co innego, tak długo aż uznałem, że wyraz jest wystarczająco bogaty. Jednakże później, całe szczęście, zorientowałem się, że popełniam błąd i nauczyłem się poprawnie literować. Jaki to ja byłem dumny, że potrafiłem przeliterować króciutkie wyrazy. Tutaj oficjalnie rozpoczął się dla mnie okres papugi, czyli delikatnie mówiąc papugowania niemal wszystkiego co usłyszałem.

Kolejny krok w górę to pierwsza klasa podstawówki. Tam modelem nauczania było papugowanie, słusznie zresztą, dosłownie wszystkiego. Prosty układ. Nauczyciel prezentował, uczniowie ćwiczyli i tworzyli. Jeśli chodzi o mnie, to mi taki kontrakt w zupełności odpowiadał. Papugowałem co do słówka za nauczycielem ile tylko było trzeba, a trzeba było wiele. I jaki tego efekt? Taki, że jako malec potrafiłem się całkiem nieźle wysłowić. Kolejny punkt na konto papugowania. I tak upłynęły trzy lata.

Następne trzy lata przeleciały w tempie Strusia Pędziwiatra. To okres pierwszych zasłyszanych od idoli-starszych kolegów przekleństw i pierwszego gęgania takiego jak: „sorry” i „please”. To było dopiero coś! Chciałeś być popularny i super wyluzowany, musiałeś zarówno dobrze zakląć i (na tyle głośno, by usłyszeli cię rówieśnicy i na tyle cicho, by nie usłyszeli nauczyciele) często, gęsto używać zwrotów „sorry” i „please”. Bez tego się nie obyło. Czy robił tak każdy? Wcale nie. Niektórzy byli dość dowartościowani i nie potrzebowali tego. A ja? No cóż, z wstydem przyznaję, że zaliczałem się do tych pierwszych. Podsumowując ten okres zdecydowanie zdominowany był gęsiami.

W czasach gimnazjalnych jedni się czegoś nauczyli i chwała im za to, a drudzy nie. I w ten sposób ci pierwsi widząc powszechny pojazd na czterech kółkach nazywali go samochodem, dla tych drugich był to „car”. Aż żal ściska serce. Co to jest, do licha?! Czy nie łatwiej wysłowić się używając słów z ojczystego języka?! Widać dla niektórych to problem. Na dodatek powie ci taki językowy mędrek, że jesteś nie na czasie, bo właśnie w ten sposób język się wzbogaca. Przeplata się ojczysty język jakimiś wyrazkami i twierdzi, że w tym nic złego! Obłęd. Kolejny okres gęsi.

Moje trzy lata szkoły średniej dają kolejną lekcję. Trochę tu papugowania, trochę gęgania. Uczymy się dwóch języków przy pomocy papugowania i umiejętnie to niszczymy gęgając. Jedni mogą się tłumaczyć, że trzy języki, w tym dwa obce, to zbyt dużo i wszystkie języki się mieszają. Tak, akurat. Nie potrzeba nam naukowców i wieloletnich badań, by obalić tą tezę. Studenci filologii wyrażą się podobnie. Powiecie, że przecież nie jesteście jeszcze studentami. Jak mogę was przyrównywać?! Otóż mogę. Ja i moi koledzy po fachu, czyli studenci filologii angielskiej, dawaliśmy sobie radę w szkołach średnich. Jedni lepiej, drudzy gorzej, ale wszyscy byli zwyczajnie systematyczni i nic się nie mieszało. Potrafiliśmy oddzielić jeden język od drugiego.

Ostatnie pod nóż idą szkoły wyższe. Jak ma się tam sprawa? Zazwyczaj dwukierunkowo. Albo studenci znają na tyle język, że albo go używają otwarcie, albo wcale, bo nie czują potrzeby gęgania. Drugi kierunek natomiast to powtórka z gimnazjum i wtedy słyszy się takie zwroty jak „moja friend” zamiast „moja przyjaciółka”. Szkoda.

Zastanawiacie się teraz zapewne jak to jest ze mną. Czy mam coś wspólnego z wyżej wymienionym ptactwem? Niech odpowiedzią na wasze pytanie będzie po prostu powyższy tekst.

Zobacz też:


Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich MM-ki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje miasto.


od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto