Mała uliczka w dużym mieście. Przy tej uliczce - fryzjer nietypowy. To barber. Albo, jak to za czasów naszych dziadków się mówiło: golibroda.
- Barber, barbierz, golibroda, fryzjer. Mówcie na nas, jak tam sobie chcecie - zaczyna Krzysztof, współwłaściciel jednego z barber shopów w Bydgoszczy.
Powrót do przeszłości
Przed wojną na męskiego fryzjera mówili: figaro lub cyrulik. Korzenie barber shopów sięgają początków XIX wieku. Stawały się coraz popularniejsze. Ta moda utrzymała się do lat 40. XX wieku. Gdy jednorazowe maszynki do golenia stały się modne, panowie przestali chodzić do golibrody, bo to, w czym on by im pomógł - mogli zrobić sami u siebie w domu.
Broda w XIX wieku była znakiem prestiżu społecznego. Obecnie zadbana broda tak samo budzi respekt, poza tym dodaje wdzięku jej posiadaczowi.
Cyrulik dawniej zajmował się zawodowym goleniem brzytwą, strzyżeniem, nawet kąpaniem. Zakres usług trochę się zmienił. Dzisiaj barber klientów już nie kąpie. Stare rzemiosło wraca do łask w całkiem nowym wydaniu.
Barber z kwalifikacjami
Barberem można zostać po szkole fryzjerskiej (choćby 3-letniej) lub po kursie zawodowym. Najpierw jest teoria (robisz notatki w zeszycie), później praktyka (ćwiczysz na modelach). Akademie barberingu też powstały. Prowadzą zajęcia dla amatorów i dla zaawansowanych słuchaczy. Wśród zajęć są te z czesania warkocza, wydzielania przedziałków, sekcji i separacji, uelastyczniania palców i poprawy koordynacji dłoni.
Szkolenie zawodowe trwa czasem miesiąc, dwa miesiące, a czasem tydzień lub nawet dzień. Wszystko zależy od organizatora i od tego, czy kursanci mają smykałkę. Jak nie mają, to z barberstwa wyjdą nici.
Filmiki instruktażowe z barberingu można pooglądać w internecie. Zdarza się, że ktoś po obejrzeniu kilku takich filmików lepiej zna fach niż ten po szkole zawodowej fryzjerskiej i paru kursach barberskich. Sukces (czytaj: napływ lub odpływ klientów) zależy głównie od predyspozycji, zdolności, no i sprawności manualnej.
POLECAMY:
Tylko dla panów
Kto nie był nigdy u barbera, może zdziwić się na wejściu. To znaczy: o ile w ogóle wejdzie. Kobietom tutaj wstęp wzbroniony. Pewnie, że nikt nie weźmie damy „za frak” i jej nie wyrzuci, ale uważać trzeba, gdy się wchodzi. Na drzwiach wejściowych tabliczka, która sugeruje, że „Paniom dziękujemy” (dlatego umawiam się z prowadzącymi salon przed godzinami jego otwarcia).
- Jeśli kobieta będzie chciała potowarzyszyć swojemu mężczyźnie u barbera, to jej plan nie wyjdzie. Poprosimy grzecznie, żeby poszła np. na kawę, choćby do kawiarni obok - dodaje Oscar.
Bo barber shop, przez niego współprowadzony, to miejsce dla facetów. Tutaj dba się o ich wygląd, ale też o samopoczucie. - Czasem para przychodzi do fryzjera i pani tłumaczy, jak jej facet ma być obcięty, a ten nic nie ma do powiedzenia. Chcemy uniknąć takich sytuacji - podkreśla Krzysztof.
Barberki są wśród nas
Czasami jednak i panie pojawiają się w branży. Choćby Patrycja Besaha. To ona 7 lat temu otworzyła drugi tego rodzaju salon w Polsce. Ruszył jako fryzjer damsko-męski, ale dwa miesiące później zdecydowała o pożegnaniu z kobietami, zaś w styczniu grafik był zapełniony na najbliższe pół roku.
Wchodzisz do barber shopu Krzysztofa i Oscara i czujesz zapach kosmetyków. Męskich, zdecydowanych. To szampony, odżywki, żele, kremy itp. Dużo ręczników, ręczniczków, nożyczek, maszynek, grzebieni, trymerów, brzytew z wymiennymi ostrzami. Wszystkie sterylnie czyste, poukładane.
Meble z duszą
Na wystrój też zwracasz uwagę. Cztery stanowiska fryzjerskie (niemało, chociaż, dla porównania: w takiej Warszawie bywają barber shopy mające po dwanaście foteli). To tu się ścina i goli. Meble z duszą, bo z antykwariatu. Klimat retro poprzeplatany z industrialnym. Miejsce przypomina garaż, ale bez samochodu. Na ścianach obrazki, obrazy, ale nie jakieś tam pejzaże - tylko grafiki, plakaty, komiksy, zdjęcia.
Pamiątki, jak koszulki od sportowców, rękawice bokserskie czy rogi jelenia też znalazły swoje miejsce.
- Część dekoracji sami kupiliśmy, natomiast część dostaliśmy od klientów, którzy np. podróżują i czasem pamiątkę z takiej podróży nam prezentują - kontynuuje Krzysztof.
Poczta pantoflowa
Prowadzący ten akurat barber shop nie muszą się specjalnie reklamować.
- Gdy parę lat temu zaczynaliśmy, mieliśmy dylemat, czy zainwestować w reklamę, choćby radiową - wspomina Krzysztof. - Ta jednak sporo kosztowała. Naszymi pierwszymi klientami byli znajomi. Potem wiadomość o naszym miejscu rozeszła się pocztą pantoflową.
Tak zaczęło się kulać. Do barbera można przyjść na samo ścięcie włosów albo samo strzyżenie brody, jak również kompleksowe cięcie zarostu. - Stawiamy na klasyczne fryzury - zapewnia Oscar. - Nie farbujemy włosów.
Na brak klientów wspólnicy oraz ich ekipa nie narzekają. - Przez pewien czas, kiedy prowadziliśmy zapisy przez cały miesiąc, na okrągło, zgłosiło się do nas tylu mężczyzn, że na najbliższy wolny termin trzeba było czekać dwa miesiące - opowiada Oscar.
Krzysztof: - Pewnie, że cieszyliśmy się z ogromnego zainteresowania, ale potem stwierdziliśmy, że dwumiesięczny czas oczekiwania na wizytę u barbera posiada też minusy. Ludzie rezerwowali dzień i godzinę, następnie zapominali o terminie. Mieliśmy więc okienka, które śmiało mogli zapełnić inni czekający.
POLECAMY:
Zapisy ruszają
Wspólnicy wpadli na pomysł, który wcielili w życie. - Uruchamiamy zapisy przez tydzień w miesiącu. W tym czasie klienci się zapisują. Kto zdąży, ten ma fajnie. Kto nie, ten musi odczekać swoje. Przez kolejne trzy tygodnie zapisów bowiem nie prowadzimy. Nie ma szans, żeby przechodzień dostał się z marszu na fotel.
A fotel barberski różni się od standardowego, fryzjerskiego. Fakt, w obu można regulować wysokość siedziska, ale barberski da się dodatkowo rozłożyć do pozycji półleżącej - tak się lepiej strzyże i modeluje brodę. Fotel barberski jest podobny do fotela w gabinecie stomatologicznym. Tyle, że do dentysty mało kto udaje się z ochotą, a do golibrody - jak najbardziej ochoczo.
Rozmowy w toku
Klient ma się czuć, jak u siebie. Podejście do niego: ważna sprawa. - Strzyżenie trwa przeciętnie godzinę, czasem półtorej. Nie ma tak, że nastaje grobowa cisza.
Nie ma też tak, że dyskutuje się o tym, jaką zupę ugotować na obiad, ile sąsiadka wydała na sukienkę czy gdzie jest teraz proszek do prania w promocji.
- Poruszamy różne inne tematy - przyznaje Krzysztof. - Z lekarzem, przykładowo, rozmawiam o chorobach. Z mechanikiem o naprawach samochodów. Z kilkunastolatkiem o muzyce. O sztuce i podróżach też da się pogadać. Ważne, żeby obie strony chciały rozmawiać. Nic na siłę.
Nie tylko dorośli pojawiają się u barbera. Niekiedy ojciec zawita z synem. - Wśród stałych klientów mamy około dziesiątki dzieci - informuje Krzysztof.- Najmłodsze mają po 5 lat.
Do brzdąców potrzeba cierpliwości. - Mało które dziec ko wysiedzi 1,5 godziny na fotelu, a przecież precyzja cięcia to podstawa. Jak chłopiec będzie się wiercił i kręcił, choćbym nie wiem, jak się starał, nic nie wyjdzie - mówi dalej.
Wedle życzenia
Klient, przekraczając próg barber shopu, wie, co chciałby mieć na głowie i jaką brodę. Bywa, że gość przyjdzie ze zdjęciem modela, wyciętym z czasopisma lub pokaże fotkę zapisaną w telefonie: - O, taką fryzurę bym poprosił - rzecze.
Oscar: - Nie zawsze można zrobić dokładnie to, czego sobie życzy klient. Każda głowa ma swój kształt. Włosy też są różne. Nie każdy będzie wyglądać, jak pan pokazany na obrazku. Fryzura i broda muszą pasować do człowieka. My mu je robimy, oczywiście z uwzględnieniem jego woli.
Kończymy rozmowę. Zbliża się godzina otwarcia salonu. Zaraz klienci zaczną się schodzić. Wtedy kobiety być tutaj nie może.
POLECAMY:
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?