Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM(N)ocna Zmiana: życie kontra śmierć

Ewa Piątek
Ewa Piątek
Do Szpitala im. Biziela trafiają przypadki poważne. Tutaj lekarze często walczą o życie pacjenta. Jak wygląda nocny dyżur opowiada nam Jacek Mućka, specjalista chorób wewnętrznych.

Trafiamy akurat na dość spokojną noc, tzw. dyżur tępy.
- Szpitale podzieliły się dyżurami ostrymi, urazowymi, czyli opieką nad pacjentami stanowiącymi 60-70% zgłoszeń – wyjaśnia Jacek Mućka. – Tym razem mamy też uszkodzony tomograf, nie diagnozujemy więc udarów, o czym pozostałe szpitale zostały poinformowane.

W nocy w Szpitalu im. Biziela działa ok. 20-osobowy zespół. Nocny dyżur zaczyna się o 20, kończy się ok. 7-8 rano. O 8 zmienia się personel pielęgniarski. Lekarze natomiast pracują 16 lub nawet 24 godziny.
- Ja na przykład pracuję od 8 do 8. Do 15 na etacie, a potem na dyżurze. Na umowie o pracę, zgodnie z dyrektywą unii, pracownik musi zejść po dyżurze nie później niż 2 godz. po jego zakończeniu – wyjaśnia lekarz. - Pracownik kontraktowy zarabia za to co wypracuje, niby to trochę więcej, niestety bez osłony socjalnej ze strony pracodawcy i nieco kosztem zdrowia.

Same poważne sprawy
Do ośrodka klinicznego trafiają m.in. te najtrudniejsze przypadki: urazy, w tym te wielonarządowe, złamania, rany, skutki zdarzeń przestępczych, zatrzymania krążenia…

Najwięcej pacjentów pojawia się przed południem, potem jest fala tych, którzy po pracy, do godz. 22, stwierdzają, że jednak nie zasną ze swoim problemem albo nie mieli na niego czasu w ciągu dnia. A potem są już, jak mówi doktor Mućka, „inne nocne zjawy”.

Niektórzy pacjenci przychodzą sami, inni są przywożeni. Niektórych można odesłać, by spokojnie poszli ze swoim problemem następnego dnia do własnej poradni. Najczęściej lekarz podstawowej opieki zdrowotnej jako pierwszy zajmuje się pacjentem. Szpital reaguje też na stany nagłe, wysyłając pogotowie.

- Rzadko dolegliwości są błahe, rzadko ludzie przychodzą o godz. 2 czy 3 bez powodu – komentuje pan Jacek. - Na szpitalny oddział ratunkowy trafiają osoby, których życie jest lub może być zagrożone. Zdarzają się też oczywiście pacjenci z przyzwyczajeniami z poprzedniej epoki: że lekarz jest zawsze, o każdej porze, dla każdego przypadku. Czasem przyjdzie ktoś i mówi „nie mogę spać”… Odpowiadam: "cóż, ja też"... To śmieszne, choć nie w sytuacji, kiedy udało się akurat znaleźć pół godziny na sen, a trzeba wstać do takiego problemu.


Stan używalności

Położyć się na dyżurze nocnym można, nie zawsze jednak ma to sens, czasami też po prostu trudno zasnąć.
- Często znajdujemy sobie jakieś zajęcia, żeby jednak nie spać. Niedobrze, kiedy się zaśnie, a po 15 minutach jest telefon i nagle trzeba doprowadzić się do stanu używalności fizycznej i umysłowej.

Pijani pacjenci jak bumerangi
Sylwester i Nowy Rok to w szpitalu czas bardzo aktywny. Zwłaszcza 1 stycznia, kiedy mija powszechne „znieczulenie alkoholowe”, na dyżur trafiają osoby ze zignorowanymi urazami czy z ranami po petardach. Nie brakuje oczywiście osób pod wpływem alkoholu. Dlatego plan likwidacji izby wytrzeźwień martwi pracowników szpitala.
- Osoby pijane to nasze główne utrapienie – mówi Jacek Mućka.
W mroźne noce policja i strażnicy miejscy przywożą do szpitala wiele osób nietrzeźwych, które, niestety, bardzo często grymaszą, narzekają na warunki i nie potrafią nawet podziękować za opiekę.
- Niektórzy powracają jak bumerangi kilka razy w tygodniu, zaczynamy takie osoby traktować z lekką wrogością – przyznaje pan Jacek. - Fala takich pacjentów, często nieubezpieczonych, generuje duże koszty. I na 20-łóżkowy oddział takich przypadków będzie zwyczajnie zbyt dużo.

Życie kontra śmierć
Nocny dyżur w szpitalu pod względem działań nie różni się prawie wcale od pracy w ciągu dnia.
- Wyższy jest ewentualnie poziom zmęczenia, czynności są porównywalne, świadczy to w końcu o naszym profesjonalizmie. Podobnie jak pacjenci, i my mamy swoje dobre i złe dni. Na szczęście jednak profesjonalizm bierze nad tym górę.

Praca w szpitalu mocno obciąża psychikę, polega na ciągłym obcowaniu z życiem i śmiercią, zwłaszcza dla młodych lekarzy stanowi to ogromne wyzwanie.
- Myślę jednak, że nikt nie decyduje się na taką pracę bez świadomości, że właśnie tak ona wygląda.

Zobacz też:


Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich MM-ki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje miasto.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: MM(N)ocna Zmiana: życie kontra śmierć - Bydgoszcz Nasze Miasto

Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto