Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niesamowity spływ z historia i zabytkami po drodze! Z wiosłami na rzekę Głomię, czyli jak się dobrze bawić przy złej pogodzie

Marek Weckwerth
Marek Weckwerth
Uczestnicy ostatniego spływu kajakowego RTW Lotto-Bydgostia na starcie w Złotowie. Przed nimi rzeka Głomia, dopływ Gwdy
Uczestnicy ostatniego spływu kajakowego RTW Lotto-Bydgostia na starcie w Złotowie. Przed nimi rzeka Głomia, dopływ Gwdy Archiwum GP
Co zrobić, aby się dobrze bawić przy fatalnej pogodzie? Wizyta w barze? To byłoby za proste! Zdecydowanie lepiej skrzyknąć dobrą i sprawdzoną kompanię pasjonatów kajakarstwa i oddać się uciechom na rzece, dodajmy- zupełnie bezalkoholowym.

Zobacz wideo: Zimna krew w obliczu ognia. 10-letni bohater z Koronowa odznaczony

od 16 lat

Tak zrobił Krzysztof Dybowski – wymyślił rzekę Głomię, którą nikt z członków i sympatyków Sekcji Turystyki Kajakowej Regionalnego Towarzystwa Wioślarskiego Lotto – Bydgostia jeszcze nie płynął. Powód był więc uzasadniony.

Ten ciek to lewy dopływ Gwdy o długości ok. 52 km, z czego w planie był tylko odcinek między Złotowem a Krajenką (wg GPS tylko 13,5 km, a zgodnie z opisami miejscowych organizatorów spływów 16, a nawet 20 km). Rzeka płynie przez Pojezierze Krajeńskie w północno-wschodnim fragmencie województwa wielkopolskiego. Jednak tutejsze rzeki znajdują się w zlewni Noteci, a więc administrowane są przez Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Bydgoszczy.

Kiedyś były tam Niemcy

Do 1 września 1939 roku, a więc do wybuchu II wojny światowej, tereny za zachód od rzeki Łobżonki leżały w granicach Niemiec, a Głomia nazywana była Glumia. Polacy nazywali ją wtedy Głomnicą, Głumią lub Brzuchownicą, zaś w roku 1949, gdy Polska przesunęła się na mapie Europy po Odrę, ustalono urzędową nazwę Głomia i tak już zostało.
Dziś Łobżonka stanowi zachodnią granicę województwa kujawsko-pomorskiego.

Wiatr i deszcz prosto w oczy

Gdy wodujemy się przy moście na południowo-zachodnich rogatkach Złotowa (poniżej Jeziora Złotowskiego), wieje wiatr, z ukosa zacina deszcz ze śniegiem, niosący co rusz lodowe igiełki. Te igiełki będą nas kłuć po twarzach do końca spływu – do samej Krajenki. Ale co rozbić, takie przyjemności jak uprawienie kajakarstwa swoją cenę mają.

Większą cenę, bo wywrotkę z pełnym zanurzeniem, zapłacił nasz nowy kolega, który dołączył do grupy „Bydgostii”. Przymusową kąpiel zaliczył już kilkanaście metrów po starcie. Cóż, frycowe trzeba płacić naturze, gdy nie ma się jeszcze większych umiejętności. Szczęśliwie mieliśmy na wyposażeniu jeden kajak dwuosobowy, na pokładzie którego ów kolega (po przebraniu) znalazł bezpieczne miejsce, zresztą pod opieką wyżej podpisanego, dziennikarza „Gazety Pomorskiej”.

Między Złotowem a Krajenką Głomia jest łatwą rzeką, spokojną i malowniczą – początkowo płynie meandrując przez pola i łąki, a jej brzegi gęsto porastają trzciny. Nie raz przyszło nam oberwać boleśnie trzcinką po twarzach. Potem rzeka płynie przez las, fragment dawnych Borów Kujańskich.

Lasy zawsze oznaczają więcej przeszkód na trasie – leżących w poprzek drzew. Te jednak tylko chwilami utrudniały przepływ. Jedyną stałą przeszkodą był betonowy próg pod mostkiem w pobliżu lewobrzeżnej wsi Wąsosz. Trzeba było wyjść na wysoki brzeg, bowiem poniżej progu w nurcie tkwiły ostre kołki rozbijające nurt spadającej wody.

Poniżej progu Głomia płynie dość szybko malowniczą doliną pośród lasów. Z lewego brzegu wpada do niej rzeczka Kocunia (wg różnych szacunków od 37 do 42 km długości).

Niezwykła Krajenka

Nasz spływ kończy się w liczącym 3,7 tys. mieszkańców miasteczku Krajenka (powiat złotowski). Na jego terenie Głomia wyraźnie spowalnia i rozlewa się szerzej. Trudno się dziwić, skoro w centrum Krajenki nurt przegradza jaz.

Krajenka jest miastem założonym przez ród Donaborskich (ponoć spokrewnionych z Piastami śląskimi) na prawie magdeburskim. W roku 1420 prawa te potwierdził król Władysław Jagiełło. Już wtedy, według przekazów, w miejscowości miał istnieć młyn na Głomii i kościół.

Zachowany do dziś młyn zbudowano w 1877 roku. Początkowo napędzany był kołem wodny, zaś od roku 1910 energią elektryczną. Po roku 1946 i aż do końca XX wieku młyn był bazą dydaktyczną dla tutejszej szkoły młynarskiej, pierwszej w Polsce.

Latem 2021 roku pracownik „Wód Polskich” otworzył jazy przy stopniu wodnym przy młynie i woda spłynęła, co spowodowało zamulenie rzeki osadami dennymi zgromadzonymi na dnie zbiornika zaporowego. Ekolodzy nazwali to katastrofą ekologiczną, wędkarze pokazywali śnięte ryby. Urząd Miasta Krajenka wnioskował tylko obniżenia lustra wody, co uzasadniał rozpoczynającym się remontem mostu. Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Bydgoszczy przeprosił za tę sytuację. Prokuratorskie dochodzenie zostało umorzone.

Na prawobrzeżnym wzgórzu nad rozlewiskiem Głomii wznosi się kościół parafialny pw. św. Anny i św. Mikołaja. Zbudowany został pod koniec XVIII wieku, ale jego ściany z typowym dla gotyku układem cegieł oraz dekoracjami w postaci zendrówki (mocniej wypalonych cegieł ułożonych w geometryczne wzory) sugerują znacznie dawniejszą historię.

W rzeczy samej, bowiem kościół powstał z wykorzystaniem murów wcześniej stojącego tu zamku, który w roku 1746 (tak jak cała miejscowość) przeszedł na własność księcia Aleksandra Sułkowskiego, generała piechoty saskiej i ministra, kawalera Orderu Orła Białego. Przebudowa warowni na cele sakralne odbyła się z inicjatywy drugiej żony księcia – Anny z domu Przebendowskiej, córki wojewody malborskiego. W tym czasie Anna była już wdową po Aleksandrze i dlatego zdecydowała się na oddanie warowni Kościołowi.

Sam zaś zamek, jak wykazały najnowsze badania, miał zostać zbudowany około roku 1541 wraz z nowym miastem z funduszy Gertrudy z Donaborskich, spadkobierczyni Krajenki, w wianie dla Janusza Kościeleckiego.

W roku 1772 Krajenka i wszystkie zachodnie ziemie Rzeczypospolitej po Drwęcę i Tążynę przeszły na własność królestwa Prus (pierwszy rozbiór Polski). Te na zachód od Łobżonki pozostały w granicach Niemiec do 1945 roku.

Koloniści niemieccy zbudowali na rynku w latach 1846 -47 własny kościół ewangelicki w stylu neoromańskim. Dziś nosi wezwanie św. Józefa i jest świątynią filialną dla kościoła św. Anny i św. Mikołaja. Budowla ocalała ze zniszczeń jakich dokonała na rynku armia radziecka po wejściu do Krajenki w 1945 roku.

Warto dodać, że kościoły w Krajence (choć to Wielkopolska) leżą w diecezji bydgoskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto