Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Robotnicy z Bydgoszczy pokłócili się o błahą rzecz. Tragiczna Wigilia '77

Krzysztof Błażejewski
"Kiedy Janusz usiłował ściszyć głośniki, jego kompan zaprotestował i za
chwilę uderzył go w twarz, a następnie rzucił się na Janusza, okładając go pięściami".
"Kiedy Janusz usiłował ściszyć głośniki, jego kompan zaprotestował i za
chwilę uderzył go w twarz, a następnie rzucił się na Janusza, okładając go pięściami". Pixabay
Dwaj młodzi bydgoszczanie chcieli się jak najszybciej dorobić, pojechali więc do pracy na zagraniczny kontrakt. Tam w wigilijny wieczór doszło pomiędzy nimi z błahego powodu do ostrej kłótni zakończonej w wyjątkowo tragiczny sposób... Przypominamy nasz archiwalny tekst:

W latach 70. wielu Polaków wyjeżdżało do pracy za granicę, głównie na prowadzone przez polskie przedsiębiorstwa budowy. W najwyższej cenie były kraje zachodnie i arabskie, ale nie brakowało chętnych do pracy w ZSRR czy NRD. Tam płacono znacznie lepiej niż w kraju. Dodatkowym argumentem „za” był fakt, że w każdym z tych państw rynek był lepiej zaopatrzony niż w Polsce, a pracujący mieli specjalne przywileje i mogli przewozić więcej niż zwykli turyści deficytowych w Polsce towarów. Wstawiano je u nas do komisów lub sprzedawano znajomym, co bardzo się opłacało.

Tragiczna Wigilia - poszło o muzykę z gramofonu

Janusz A. i Bronisław Z. byli młodymi robotnikami pracującymi w bydgoskim „Spoma-szu”. Obydwaj byli kawalerami i chcieli szybko się dorobić, z ochotą przyjęli więc propozycję wyjazdu na zagraniczną budowę, prowadzoną przez ich zakład w Niemieckiej Republice Demokratycznej w mieście Eisenhuettenstadt, noszącym wówczas dumne miano Karl-Marx-Stadt.

Janusz i Bronisław w NRD zamieszkali w jednym pokoju w hotelu robotniczym. Na święta Bożego Narodzenia 1977 roku postanowili nie przyjeżdżać do swoich rodzinnych domów, tylko zostać na miejscu. W wigilijny wieczór hotel opustoszał, mieszkało w nim tylko kilka osób, które spotkały się w stołówce na uroczystej wieczerzy. Potem bydgoszczanie wrócili do pokoju i zaczęli opróżniać butelkę po butelce piwa, a następnie wódki.

Janusz w pewnym momencie przerwał popijawę i zszedł na dół, do portierni, gdzie zamówił rozmowę telefoniczną z rodzicami. Zajęło mu to ponad godzinę. Kiedy wrócił do pokoju, Bronisław był już mocno wstawiony. Słuchał nastawionego na cały regulator gramofonu. Kiedy Janusz usiłował ściszyć głośniki, jego kompan zaprotestował i za
chwilę uderzył go w twarz, a następnie rzucił się na Janusza, okładając go pięściami.

Nóż w klatce piersiowej

Mężczyzna jakoś wydostał się z pokoju, chwilę pokręcił się po piętrze, a potem wrócił do pokoju, spodziewając się, że koledze zapał do walki minął. Pomylił się. Bronisław na widok wracającego współlokatora wpadł w szał. Znów okładał Janusza pięściami, a następnie popchnął go w kierunku okna grożąc, że go wyrzuci z VI piętra na dół. Przerażony Janusz z dużym trudem uwolnił się i odruchowo chwycił za leżący na stole nóż, którym wcześniej otwierał konserwę „na zagrychę” do wódki. Kiedy Bronisław znów rzucił się na niego, mężczyzna wbił mu nóż w klatkę piersiową.

Agresor upadł i przestał oddychać. Janusz w panice zjechał windą do portierni, wezwał stamtąd pogotowie. Przybyły lekarz jednak stwierdził już tylko zgon Bronisława z powodu trafienia nożem dokładnie w serce. Janusz A. został aresztowany, a następnie, na mocy odpowiedniego porozumienia, przekazany bydgoskiej Prokuraturze Wojewódzkiej. Pół roku później zabójca z Karl-Marx-Stadt stanął przed bydgoskim sądem pod zarzutem zastosowania niewspółmiernego do sytuacji środka obrony i tym samym przekroczenia granic tzw. obrony koniecznej.

Opuścił salę sądową jako wolny człowiek

Po trwającym trzy dni procesie i wysłuchaniu opinii biegłych, Sąd Wojewódzki uznał Janusza A. za winnego, stwierdzając, iż chociaż swój czyn oskarżony popełnił w stanie silnego wzburzenia emocjonalnego, to jednak granice obrony przekroczył i wymierzył mu karę półtora roku pozbawienia wolności. Na mocy niedawno uchwalonej ustawy o amnestii kara ta została znacząco skrócona tak, że po ogłoszeniu wyroku Janusz mógł opuścić sądową salę jako wolny człowiek.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto