Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojciech Jazdon - urzędnik, którego ciągnie w góry

Redakcja
- Między nami musi być chemia. Nie wyobrażam sobie iść na ...
- Między nami musi być chemia. Nie wyobrażam sobie iść na ... nadesłane
- Między nami musi być chemia. Nie wyobrażam sobie iść na wyprawę z kimś, kogo nie lubię, nie szanuję - mówi Wojciech Jazdon, bydgoski podróżnik. Za sobą ma kilkanaście wyjazdów, niedługo szykuje się kolejny.


Do Warszawy za grosze? Można autobusem


Z zawodu prawnik, od kilkunastu lat urzędnik bydgoskiego ratusza. Z zamiłowania podróżnik. Przeszedł Islandię, Spitsbergen, wspiął się też na Mont Blanc.

Wojciech Jazdon opowiada, że niemal od zawsze ciagnęło go w góry. W dzieciństwie były to typowo rekreacyjne wypady z rodzicami. Później zaczęło się wspinanie.

Zimno? Żaden problem
- Wtedy zaczęła się moja prawdziwa miłość do Tatr - wspomina podróżnik. - Udało mi się na przykład wejść na Rysy. Z tamtych czasów pamiętam szczególnie jedną z wypraw. Ja i znajomi, a wokół nikogo. Z jednej strony lęk i niepokój, jednak z drugiej stan absolutnej fascynacji, do tego cisza i spokój.

- Wkrótce jednak pojawiło się pytanie, co dalej. Lubiłem zimno, góry, jazdę na nartach. Zacząłem myśleć: „a może jakaś wyprawa?” - opowiada Wojciech Jazdon. - W tym czasie zaczytywałem się w książkach Centkiewiczów. Zacząłem też szukać odpowiedniego środowiska, które organizuje wyprawy polarne. Okazało się to wcale nie takie łatwe.

Były lata 90-te, nikt nie marzył o telefonach komórkowych czy mailach. Jazdon: ?- Dzwoniłem z budki telefonicznej, pisałem listy. Udało mi się jednak dotrzeć do - nieżyjącego dziś - profesora Ryszarda Wiktora Schramma, biologa i taternika, legendarnej postaci. On z kolei dał mi kolejne namiary i w ten sposób trafiłem do Wojtka Moskala [w 1995 roku wspólnie z Markiem Kamińskim zdobył biegun północny - red.]. Już wtedy był znanym podróżnikiem. Dowiedziałem się, że chce zorganizować kolejną wyprawę. Kiedy po latach zapytałem go, dlaczego wybrał akurat mnie, odparł: „Byłeś taki nakręcony. Wiedziałem, że nie odmówisz” - śmieje się podróżnik.

Co ja tu robię?

Jest rok 1994. Wojciech Jazdon razem z Wojciechem Moskalem rusza na zamarzniętą Zatokę Botnicką. Trasę liczącą ok. 200 kilometrów przejdą w niecałe 10 dni. - Ta pierwsza wyprawa mnie zachwyciła - przyznaje Jazdon. - Wróciłem z niej tak zmotywowany, że chciałem iść na kolejną.

Rok później wspólnie z Tomaszem Schrammem podróżnik rusza na Islandię. - Podobało mi się, że to dotychczas nieznany dla Polaków teren ?- opowiada. - Wyprawa okazała się jednak bardzo ciężka, nazwałbym ją nawet lekkim szaleństwem - mówi ze śmiechem Jazdon.

W 1997 roku kolejne wyzwanie - Spitsbergen. Oprócz Jazdona, Moskala i Schramma, do grupy dołącza jeszcze Andrzej Śmiały. - Pojechałem na nią 5 miesięcy po ślubie - wspomina.

Wojciech Jazdon dodaje, że po wyprawie na Spitsbergen zaczął być znany w środowisku podróżników. - Stałem się dla nich wiarygodny - wyjaśnia.

Już rok po polarnej wyprawie są Alpy i wejście na Mont Blanc, najwyższy szczyt Europy. - Moja córka miała wtedy 2,5 miesiąca. Stałem pod tą górą i myślałem, co ja tu robię - opowiada. - Wiedziałem jednocześnie, że z wypraw nie mogę i nie chcę zrezygnować. To taka nasza polska mentalność: im gorzej, tym lepiej.

Musi być chemia

Przyznaje: - Każdy wyjazd jest objęty ryzykiem. To nie zawsze jest bułka z masłem. Zdarzały się dramatyczne momenty, na przykład na Spitsbergenie obok naszych namiotów przemaszerował miś polarny. Ja za swoją podróżniczą maturę uważam jednak Zatokę Botnicką: temperatura prawie minus dwadzieścia stopni, przejmujący wiatr.

Do tej pory wszystkie wyprawy, w których uczestniczył Wojciech Jazdon, były stuprocentowo męskie. - Każdy z nas jest indywidualnością, chociaż jednocześnie musimy ze sobą współpracować - zaznacza.

Przyznaje jednocześnie, że między uczestnikami wypraw musi być tzw. chemia: - Nie pojechałbym z kimś, kogo nie lubię, nie szanuję - mówi. - Poza tym czasem zdarzają się przerwy: kilka godzin, bywa, że kilka dni. Ważne jest, żeby wtedy móc z kimś pogadać.

Za swój sukces uważa, że ze wszystkimi współtowarzyszami wyjazdów jest, jeśli nie w przyjaźni, to w dobrych stosunkach. - Na wyprawach każdy ma pozytywną rolę do odegrania. Może stać się bohaterem nawet ostatniego dnia. My potrafimy się śmiać i ze swoich głupstw - opowiada.

Przestrzega też, że na każdy wyjazd trzeba jechać z poukładaną głową: - Niektórzy jadą na wyprawy się leczyć, ja uważam to za kiepski pomysł. Warto jechać w dobrym nastroju, żeby złym nie zatruwać życia innym - przekonuje podróżnik.

Wojciech Jazdon już planuje kolejną wyprawę. Na razie nie chce zdradzić, dokąd. Przyznaje, że szczególnie tęskni za polarnymi krajobrazami. - Prostota wszystkiego - tłlumaczy to zwięźle. - Człowiek ma nawet wrażenie, że tam jest bliżej Boga - dodaje.

Anna Stasiewicz


Zobacz też:

Biegali dla Karoliny

Wielkanoc 2013

Festiwal Rozrywki

Krzysztof Ignaczak

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto