Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cyrk - taki mały świat magii

Ewa Piątek
Ewa Piątek
W minionym tygodniu gościliśmy w Bydgoszczy Cyrk Europa. O tym jak pracuje się w cyrku i jak wygląda życie cyrkowych zwierząt opowiada nam jego dyrektor – Daniel Woźniak.

Od kiedy zajmuje się Pan cyrkiem?
Daniel Woźniak: Od 1999 roku, wcześniej też miewałem krótkie przygody z cyrkiem. Od 2006 roku prowadzę własny cyrk.

Jak wybiera Pan artystów?
- Do dobrych cyrków artyści często sami wysyłają oferty na CD. Osobiście jednak chętnie podróżuję i sam staram się wyszukać coś nowego i dobrego, nie tyle w Polsce, bo polskich artystów już dobrze znam, ale za granicą, by ściągnąć do nas coś, czego publiczność nie widziała dawno albo wcale. Teraz, kiedy mamy unię, jest to mocno ułatwione.

Sprowadzenie jakiego artysty uważa Pan za największy sukces Cyrku Europa?
- W ubiegłym roku ściągnąłem słynną hiszpańską rodzinę Munoz__. Mama jest Włoszką, tata Hiszpanem, dzieci to, ze strony taty, szóste pokolenie sztuki cyrkowej, ze strony mamy – piąte. Wykonują oni numer rodzinny, drut, który zachowałem także na ten rok, bo jest to numer na wysokim poziomie, bardzo oklaskiwany przez publiczność. Tata, którego nazywamy „Papą”, wykonywał numer akrobatyczny na linie, a obecnie, po zakończeniu pracy w charakterze akrobaty, podobnie jak dziadek czy pradziadek, zajął się klaunadą. Kocha cyrk, wykonuje numery z pełnym zaangażowaniem, z piękną mimiką twarzy, z otwarciem na ludzi, co w przypadku klaunady jest bardzo ważne. W tym roku sprowadziliśmy też uczestnika szwedzkiej edycji "Mam Talent", artystę z Indii, który wykonuje u nas dwa numery akrobatyczne. Jesteśmy też jednym cyrkiem w Polsce, który podtrzymuje tradycyjną muzykę cyrkową, z orkiestrą.

Czy cyrk jest stylem życia?
- Zawsze mówię, że w cyrku nie da się pracować – przyjść do pracy i po kilku godzinach wyjść do domu. To raczej sposób na życie. Tu, w Bydgoszczy, jesteśmy dość długo, ale najczęściej cyrk przemieszcza się prawie co dzień. Kiedyś, kiedy przyjeżdżał cyrk do miasta, wiedział, że bilety się sprzedadzą. Dziś aż tak wielu ludzi nie przychodzi do cyrku, przyjazd to zawsze wielka niewiadoma. Dlatego cieszę się, że mamy dziś Internet, dzięki temu ludzie mogą poczytać o cyrku, zorientować się, jaki proponuje poziom, nie dać się oszukać – bo w cyrku, tak samo jak w przypadku innych produktów, zdarzają się i tacy "przedsiębiorcy", które idą na łatwiznę, zatrudniają artystów z niższej półki, wystawiają numery bez oprawy muzycznej i wywołują rozczarowanie. Cyrk to taki mały świat magii, w który wkraczamy i po to tu przychodzimy – posłuchać dobrej muzyki cyrkowej, zobaczyć świecące kostiumy, taki, powiedzmy, kicz, który jednak wciąż nas bawi.

Jakie numery osobiście lubi Pan najbardziej?
- W ubiegłym roku na festiwalu cyrków w Bukareszcie Złotego Klauna zdobył cyrk z Czech. Mamy numer z tego programu, w wykonaniu duetu polsko-ukraińskiego: jest to koło napowietrzne połączone z występami gołębi i zmianami ubrań w trakcie numeru, czyli transformacjami. To bardzo widowiskowy numer. Zmieniliśmy czeską muzykę na europejską, dodaliśmy grę świateł, więc numer nabrał dodatkowych barw i bardzo się podoba. Jest pełen wdzięku, magii, piękna.

Jak wygląda codzienność w cyrku?
- W mniejszych cyrkach artyści robią wszystko: budują cyrk, dbają o reklamę... Nasz cyrk jest jednym z większych w Polsce, nasi artyści nie są typowymi pracownikami, lecz ARTYSTAMI. Wstają rano, jadą do kolejnego miasta, rozkładają przyczepę, ok. godz. 9-10 zbierają się w namiocie, na placu, budują miejsce pracy: przygotowują arenę, bandy, loże dla widowni, kotary… Następnie mają próby. Ok. godziny przed pokazem przygotowują się, wykonują specjalne makijaże, często wielowarstwowe, wymagające nakładania etapami. Po programie, który trwa ok. 2,5 godziny, składają swoje miejsce pracy i idą spać. To takie trochę cygańskie życie.

Jak Pan się odnosi do dyskusji wokół tresury zwierząt?
- W latach 70. czy 80. były naprawdę piękne tresury zwierząt. Jak były prowadzone, nie wiem z doświadczenia, ale od znajomych, którzy mieli z tym styczność. Zwierzęta były państwowe, treserzy zmieniali się, nie było większych więzi między właścicielem a zwierzęciem. Obecnie artysta kupuje zwierzęta dla siebie, na pewno nie po to, by je męczyć. Dziś tak naprawdę nie ma tresury, mówimy raczej o pokazach. Zwierzęta nie robią niczego nadzwyczajnego – np. konie biegają w kółko, tak samo jak na pastwisku. Nie stepują, nie chodzą po węglu – to by było bzdurą. Tymczasem w sieci często krążą takie stereotypowe obrazki. Jako jedyny cyrk w Polsce mamy u siebie tygrysy bengalskie i powiem szczerze, że nie mógłbym pozwolić sobie na męczenie ich – wiadomo, że wtedy by nie pracowały, nie byłyby posłuszne. To tak jak z kotami – męczone i straszone stają się płochliwe. Tygrys jest tak naprawdę dużym kotem. Mamy tylko trzy tygrysy. Ktoś powie: mało jak na cyrk. Ale ja więcej nie chce. Żyją one w 12-metrowej naczepie, w której dawniej mieszkałoby 8-12 tygrysów. Mają swobodę, mogą sobie pohasać. To samo z końmi - kiedyś na arenie pojawiało się 12 koni, ja mam pięć, bo uważam, że to wystarczy. Nie trzeba mieć całego stada, które żyje w gorszych warunkach, którym trudniej zapewnić dobre warunki przewozu. Jeśli są zachowane pewne zasady, to nic złego się zwierzętom nie dzieje. Przeciwnie - znajomemu artyście udało się na przykład dwa lata z rzędu wyhodować małe małpki, podczas kiedy w ZOO bardzo rzadko do tego dochodzi. To znak, że zwierzęta czują się dobrze. Są dobrze karmione, mają witaminy, nie muszą o nic walczyć. Mówi się, że tygrysy żyją ok. 16 lat. Tymczasem tygrysy mojego znajomego mają już 22-23 lata. Gdyby im było źle, umierałyby! Ostatnio wprowadzane są bardzo dobre przepisy - np. zwierzęta stadne nie mogą być hodowane pojedynczo. Nie wolno np. mieć jednego słonia. We wtorek przyjęliśmy kontrolę weterynaryjną, która przebiegła pozytywnie. Padła raz taka uwaga, że koniki są wychudzone - ale przecież nie można zestawiać konia pociągowego np. z Arabem, który musi mieć szczupłą sylwetkę; jeśli będzie zatłuszczony, to będzie dla niego niezdrowe. Ktoś mówi czasem, że zwierzęta chodzą na arenie po podmokłym podłożu - a na pastwisku czy w naturze jakie są warunki? Poza tym wydaje mi się, że ludzie czasem swoim buntem wywołują więcej szkody niż dobrego. Niszczą nam na przykład fasadę cyrku, a wtedy my, zamiast przeznaczyć pieniądze na zwierzęta, musimy zrobić remont, żeby jakoś się prezentować. Niektórzy myślą, że dobrze by było zwierzęta uwolnić - ale przecież takie wychowane w niewoli będą miały problem z przystosowaniem się do nowych warunków! Niektóre gatunki zwierząt hoduje się przecież po to, by pomóc populacji. Może lepiej przyjrzeć się gospodarstwom rolnym czy bezpańskim psom niż zastanawiać się nad losem zwierząt, które są dobrze odżywiane i, podejrzewam, częściej oglądane przez weterynarza niż nie jedno zwierzę domowe. Z pełną świadomością twierdzę, że te zwierzęta nie mają źle. Oczywiście jeśli jakieś nieprawidłowości zostałyby wskazane podczas kontroli, zadziałalibyśmy tak, jak należy - dla dobra zwierząt.

Jak czujecie się w Bydgoszczy?
- W Bydgoszczy jestem co roku, to wspaniałe miasto.

Zobacz też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto