Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lady Katee: eksperymentuję i muzycznie pcham łapki wszędzie

MM Bydgoszcz
MM Bydgoszcz
29 stycznia w Tabubarze wyjątkowa impreza z brzmieniem drum’n’bass przygotowana przez wytwórnię Absys Records. Główną postacią wieczoru będzie Lady Katee, z którą rozmawiamy o jej działalności wokalnej, stylu życia, Facebooku i babskich imprezach.

Sięgasz po triphop, d'n'b, brzmienia typu 60', 80'... przekrój jest duży. Czy jest jakieś brzmienie, z którym szczególnie się identyfikujesz?
- Lady Katee:
Właściwie nie ma i chyba to cieszy mnie najbardziej. Od zawsze uwielbiałam eksperymentować i pchać swoje łapki wszędzie. Takie przygody muzyczne rozwijają i dają znacznie większe pole manewru. Potrafię się szybko czymś znudzić lub nagle brakuje inspiracji, więc jakaś tymczasowa odmiana zawsze dobrze mi robi. Parę osób zarzuca mi, że pakuję się w zbyt wiele projektów i chcę robić wszystko, wszędzie i ze wszystkimi… taka, wiesz.. opinia, że zamiast robić jedno, ale porządnie, rozdrabniam się na tysiąc elementów i w rezultacie nic nie wychodzi dobrze. Nie zgadzam się z tym absolutnie, bo jeśli to jest to, co sprawia mi frajdę i dzięki czemu dostaję kopa, by robić więcej i więcej, to niech to trwa :) Nie robię niczego na „odwal się”, zawsze ładuję masę energii i całe serducho w to nad czym pracuję, poza tym jeśli sama uważam, że coś nie jest wystarczająco dobre bądź interesujące, po prostu tego nie publikuję. Jest jeszcze tyle do zrobienia i tyle do spróbowania, że doprawdy nie zamierzam się ograniczać czy powstrzymywać. Poza tym już spotkałam swoją wielką muzyczną miłość i jest nią Radicall. Ten facet trafia do mnie w 200%. Robi różne rzeczy i robi je zawsze na tak wysokim poziomie, że ja sama niejednokrotnie spadłam z krzesełka z wrażenia. Od 3 lat gramy razem drum and bass, po drodze udało nam się nagrać kilka numerów w innych klimatach. Jesteśmy skrajnie różnymi charakterami, co zawsze doprowadzało do wielu nieporozumień i awantur, na szczęście obydwoje dojrzeliśmy i jesteśmy na etapie, w którym uznajemy, że osobno - to nie ma sensu! Niedawno uknuliśmy niecny plan na przyszłość i jesteśmy mocno podjarani tym pomysłem. Oczywiście po drodze pewnie zdarzy mi się jakaś drobna kolaboracja z kimś innym, bo tak już mam i tak lubię, i zmieniać tego nie zamierzam!

Ciągnie Cię chyba do muzyki klimatycznej, ale to co usłyszymy w Tabubarze na pewno będzie energetyczne i rozrywkowe. Czego spodziewać się po Radicall & Lady Katee na Absys Records Tour?
- Tutaj pozwolę sobie zacytować mój ulubiony komentarz do jednego z naszych numerów dostępnych na YouTube: „Radicall zamiata, jak mu już to powiedziałem w Jaworznie, a Katee ma taką petardę w głosie że urywa serca bez odpalania” :)
Myślę, że właśnie tego Bydgoszcz może się spodziewać po naszym występie. Fajne jest to, że z Krzysztofem znamy się już na wylot, więc nawet jeśli startujemy z nowym materiałem bez prób i przygotowań, jesteśmy w stanie przewidzieć swoje następne ruchy. 9 na 10 występów to pełna improwizacja i chyba to jest najciekawsze. Nie klepiemy wcześniej ustalonych setów i nie mamy listy numerów, które trzeba odegrać w takiej czy innej kolejności. Dzięki temu sami, jako wykonawcy, możemy się cieszyć tym, co tworzymy na scenie. Od niedawna prezentujemy nasz materiał w wersji live-act. Krzysiek zakupił nowe zabawki, które umożliwiają mu pełną kontrolę nad tym, co robi i razem na żywo budujemy kawałki od podstaw. Na pewno w Tabubarze będzie dużo naszej muzyki, dużo energii i jak zawsze więcej miłości :)

Dlaczego scena klubowa zdominowana jest przez mężczyzn?
- Nie mam zielonego pojęcia, ale protestuję! Znam dziewczyny, które od lat udzielają się na scenie muzycznej w Polsce, jednak ze smutkiem stwierdzam, że jest nas zdecydowanie za mało. Nawet w chwili obecnej jestem na etapie kompletowania kobiecego line-upu na imprezę w Bagdad Cafe z okazji dnia kobiet i wyznam szczerze, że mam z tym nie lada problem. Nie narzekam na pracę z mężczyznami, ale baba to baba!
W czerwcu zeszłego roku miałam przyjemność poznać Balbinę Bruszewską – reżyserkę i autorkę filmów animowanych. Okazało się, że to fantastyczna kobieta z głową pełną pomysłów, również tych związanych z muzyką. Stworzyłyśmy duet DJsko-wokalny i jak na razie idzie nam całkiem nieźle.. a przy okazji cała ta otoczka towarzysząca – stroje sceniczne, make-upy, dzikie harce i tańce na scenie – to jest to czego brakuje mi we współpracy z facetami, a przecież takie kobiece show to istna rozkosz i dla ucha i dla oka.

Co robiłaś w „Słupie”? Czy coś w Tobie zostało po doświadczeniach teatralnych?
- Do studia teatralnego „Słup” trafiłam przez przypadek. Jako młoda dziewczyna latałam z gitarą po wszelakich przeglądach poezji śpiewanej. Pewnego dnia trafiłam na przesłuchania do Marcela Szytenchelma, który zaraz po moim występie zaproponował, żeby wpadła do nich na próbę. Bardzo szybko odnalazłam się w panującym tam klimacie, niestety w mgnieniu oka zostałam mianowana wokalistką prowadzącą w zespole współpracującym ze studiem, także doświadczeń aktorskich było niewiele. Jednak przemiło wspominam ten okres. Miałam okazję pracować z ludźmi w różnym wieku, z mniej lub bardziej pokręconymi jednostkami, poza tym imprezy w tym towarzystwie to istna dzicz!
Wiele wyniosłam z tej współpracy i uważam to za cenną lekcję w moim życiu.

Jakie są Twoje imprezy w klubie Bagdad?

- Od dłuższego czasu moje miasto tonie w mroku i szarości. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć miejsca w Łodzi, do których chętnie zaglądam z przyjaciółmi w wolny weekend. Mieszka tu tak wiele osób, które od lat próbują ratować tonącą łódkę, ale jakoś los nam nie sprzyja i wcale nie ułatwia zadania. Ciężko mi pogodzić się z faktem, że w każdym innym miejscu na mapie Polski zawsze jest lepiej/fajniej/milej niż u mnie w mieście. Drum and bass umarł tutaj lata temu, a obecnie większość inicjatyw w tym temacie kończy się fiaskiem. Stąd pomysł zabrania się za organizację własnych imprez w Bagdad Cafe. To miejsce traktuję jako swój mały kącik, w którym mogę sprawdzić się jako artystka i organizatorka i jak dotąd chyba nie zawiodłam. Właśnie zakończyliśmy cykl imprez o nazwie „In Private” i z dumą stwierdzam, że każda edycja była bardzo udana i wyjątkowa. Gościliśmy u siebie artystów z całej Polski, promując ich dokonania, a przy okazji sami mieliśmy możliwość zaprezentowania łodzianom naszego spojrzenia na gatunek drum and bass. Oczywiście na „In Private” nasza przygoda się nie kończy i już zbieramy pomysły na kolejny cykl.

Występujesz też za granicą. Jak wypada porównanie imprez polskich z niepolskimi?
- Nie jestem pewna czy jest co porównywać. Zarówno w kraju jak i za granicą występowaliśmy na imprezach klubowych, a jak wiadomo każdy kraj czy każde miasto ma lepsze i gorsze miejsca. Na pewno u nas jest mniej klubów wyposażonych w świetne nagłośnienie czy sprzęt, ale koniec końców to od klimatu, jaki stwarzają publika i artyści, czy nawet sami organizatorzy, zależy powodzenie imprezy. Preferuję granie z drobnymi problemami technicznymi dla dzikich tłumów, roześmianych i zadowolonych twarzy, niż drętwą imprezę na sprzęcie za kosmiczne kwoty.

W niektórych twoich projektach warstwa tekstowa ma znaczenie. Czy zawsze śpiewasz O Czymś, nawet w tych bardziej rozrywkowych kontekstach?

- Od zawsze śpiewałam O Czymś, wszystkie moje teksty opowiadają o przeżyciach, doświadczeniach, emocjach i spostrzeżeniach, jakie towarzyszyły mi w danym momencie. Niektóre są chaotyczne, inne kreślą bardziej stabilny i spójny obraz. Moje piosenki to mój osobisty pamiętnik, jedynie zamiast kartki papieru jest mp3 :) Nie wyobrażam sobie śpiewania o pierdołach. Pomysły i porady w stylu „pisz proste teksty, żeby publika je zrozumiała i załapała” to nie dla mnie. Nie traktuję słuchaczy jak bezmózgich istot, dlatego piszę to, co mam w głowie. Dla jednych nie ma znaczenia, o czym jest kawałek, inni natomiast dogłębnie analizują każdy wers. Należę do tych drugich i dla mnie słaby podkład z dobrym tekstem jest milion razy bardziej wartościowy niż extra piosenka z idiotycznym przekazem lub jego kompletnym brakiem.

Jak powstał „Spellbound” - projekt z artystą ze Szwajcarii? Czy to efekt wszechmocy Internetu, czy spotkaliście się na żywo?
- Oczywiście to sprawka Internetu. Axiom trafił na moją stronę myspace i zaproponował mi współpracę przy jednym numerze. Ta jednorazowa akcja szybko przerodziła się w projekt długodystansowy. Spotkaliśmy się parę razy w różnych miejscach na świecie, przyjechał też do mnie na tydzień do Polski, natomiast praca nad kawałkami odbywała się drogą internetową. Jest to naprawdę dość upierdliwe, niestety na przestrzeni lat dane mi było pracować z producentami właśnie w ten sposób. Zawsze brakowało mi kontaktu z ludźmi, wymiany zdań i pomysłów, wspólnych prób – takie rzeczy przynoszą niesamowite efekty a nie tylko ciągle ja, ja, ja i mój pan mikrofon. Przecież to można oszaleć…!

A propos Internetu - jesteś też na Facebooku. Prywatnie czy w ramach (podobno obowiązkowej w dzisiejszych czasach) promocji na FB?
- Tak… mam wrażenie że Facebook totalnie zdominował nasze życie. Broniłam się przed tym zaciekle, ale w pewnym momencie okazało się, że wszyscy już tam są i otwarcie dzielą się swoim życiem, nawet z nieznajomymi, więc pomyślałam.. hej, chyba czas i na mnie! Muszę przyznać, że jest to niezawodna forma promocji, można dotrzeć do każdego, nawet po kilka razy :P z początku wykorzystywałam Facebooka właśnie w tym celu, jednak się wciągnęłam i teraz zdarza mi się pisać jakieś głupoty, totalnie niezwiązane z tym co robię muzycznie. Oczywiście w kwestii kontaktu z przyjaciółmi nadal pozostaję przy tradycyjnych metodach typu 40-minutowe wiszenie na telefonie czy wypad na kawę.

Jak żyjesz? Czy trasa i wokalna aktywność wymogły na Tobie przestawienie się na tryb nocny, czy na co dzień nie jesteś aż tak bardzo klubową postacią?
- Żyję aktywnie, czasami nawet za aktywnie. Z natury jestem neurotyczką, ciągle w biegu, zawsze roztrzepana, z milionem pomysłów i planów na sekundę. Z zawodu jestem nauczycielką języka angielskiego, prowadzę firmę poligraficzną, interesuje mnie milion rzeczy i zamierzam wszystkiego spróbować.. i mam wrażenie że czasami ciężko ze mną wytrzymać. Mój ukochany jest totalnym przeciwieństwem, zawsze spokojny i opanowany, śmiejemy się, że ja bez niego prawdopodobnie bym zginęła i zabiła się o własna torebkę, a on umarłby z braku pulsu. On sam jest dj’em, więc wypełnia mi życie muzyką i czasem czuje się jakbym miała klub w domu :)Dodatkowo dodam, że tworzenie zdominowało moje życie kompletnie. Jeśli wena mnie dopada znienacka, potrafię rzucić dosłownie wszystko i zabrać się za pisanie czy nagrywanie. Natomiast jeśli twórczy dół przekracza próg mojego domu, staję się niezwykle marudna, kapryśna i nieznośna, co oczywiście ma dość negatywny wpływ na moje życie osobiste i relacje z najbliższymi…
Jeśli chodzi o tryb nocny, to definitywnie jestem jego zwolenniczką. Noc mnie uspokaja i daje chwile do namysłu. Nikt mi nie przeszkadza, nie dzwonią telefony, całe miasto zasypia a ja wreszcie mam czas tylko dla siebie. Uważam, że totalnie nie nadaje się do życia w systemie od 8 do 16 i mam ogromną nadzieję, że nigdy nie będę zmuszona przestawić się na taki tryb.

Absys Records Tour to także parę innych twarzy d'n'b. Czy znasz się ze wszystkimi towarzyszącymi artystami? Czy to środowisko jest bardzo skłonne do integracji i współpracy?
- W organizacji całej trasy pomogło mi bardzo wiele osób z całej Polski. Byłam w szoku, że są tak chętni do współpracy, bo przecież najcięższa robota leżała w ich gestii. To oni musieli biegać, załatwiać, negocjować, dopinać wszystko na ostatni guzik. I tak na przykład w Bydgoszczy za event w Tabu odpowiedzialny jest nasz dobry znajomy Krzyś aka Source Direct One, który oprócz organizacji zajmie się również wizualizacjami podczas imprezy. To dzięki takim osobom jak on mamy możliwość zaprezentowania tego, co nam w głowach siedzi. Kolejną ciekawostką jest niespodziewana współpraca ze znajomym ze Śląska. Oprócz zorganizowania imprezy w INQbatorze, zajął się również całą oprawą graficzną naszej trasy. Jakub czyli Y wykazał się niesamowitą wyobraźnią i dosłownie powalił nas na kolana swoimi pomysłami. Także jak widać to środowisko jest bardzo otwarte i chętne do współpracy. Większość artystów towarzyszących nam w tej podróży to nasi znajomi, bliżsi lub dalsi, także na każdym przystanku czujemy się jak u siebie :)


Absys Records Tour 2011 w Tabu Bar
ul. Wiatrakowa 1
29 stycznia 2011, start: godz. 21.00
wstęp: 10 zł

Line Up:
- Asmo [Independent/Toruń]
- Schranzwhore [Whaaat!?/Grudziądz]
- Radicall & Lady Katee
- Sho&Domel (back2back)
- Vlodar [Whaaat!?/Koszalin]

VJs:
- Source Direct One [Gherkin Vision]
- Kokoz [Whaaat!?/Gherkin Vision]

Zobacz też: Absys Records Tour 2011 w Tabu Bar [zapowiedź]



od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto