Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rowerem jak ekspresem: Dzień bez Samochodu

Redakcja
Andrzej Muszyński
Dziś obchodzimy Europejski Dzień bez Samochodu. Da się bez niego poruszać po mieście? Sprawdziliśmy to na własnej skórze. Okazało się, że bezkonkurencyjny jest... rower.

Choć Europejski Dzień bez Samochodu jest dziś, to nasza redakcja już w piątek postanowiła sprawdzić, czy naprawdę samochód pozwala się po naszym mieście poruszać najszybciej. Wybraliśmy cztery środki transportu - rower, autobus, tramwaj i samochód - i jedną trasę. Niezbyt długą, żeby każdy z nas miał równe szanse.

Cztery osoby, cztery środki transportu

Około godz. 15, czyli wtedy, gdy w piątek zaczynają się w mieście godziny szczytu umówiliśmy się u zbiegu ul. Sułkowskiego i Chodkiewicza, skąd naszym zadaniem było przedostać się do sklepu Tesco przy Toruńskiej. Kasia Dworska wsiadła za kółko, Maciej Myga stanął na przystanku autobusowym, Bogusia Adryan wskoczyła na rower, a ja czekałam na tramwaj.

- Z parkingu pod budynkiem Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego punktualnie o godz. 15 wyruszyłam w stronę Tesco  - opowiadała później Kasia, która jechała autem. - Nie lada wyczynem było wydostanie się z niego z powrotem na ul. Chodkiewicza. Na szczęście nie czekałam długo na uprzejmego kierowcę, który mnie przepuścił. Aby profilaktycznie uniknąć zakorkowanej zwykle o tej porze dnia ul. Jagiellońskiej wybrałam trasę prowadzącą przez Sułkowskiego, al. Powstańców Wielkopolskich i Wyszyńskiego. Pierwsze utrudnienia spotkały mnie już na skrzyżowaniu pierwszych dwóch ulic. Część drogi była zablokowana przez dwa auta, które miały stłuczkę. Skręciłam w lewo w aleję i utknęłam w kolejnym minikorku do świateł.

- Po sześciu minutach od godziny zero udało mi się wjechać na ul. Wyszyńskiego - zdawała relację Kasia. - Spodziewałam się kolejnego, przymusowego postoju. Nic takiego się jednak nie stało, a ulicą, mimo godziny szczytu, jechało bardzo mało samochodów. Z al. Wyszyńskiego, którą pokonałam w ekspresowym tempie, skręciłam w prawo na drogę wewnętrzną prowadzącą na parking przy markecie. Znalezienie miejsca postojowego również nie przysporzyło większych problemów. Tym sposobem przejazd samochodem z Chodkiewicza na Toruńską zajął mi dokładnie 11 minut.

Miłośnicy komunikacji w akcji

- W udziale przypadła mi przejażdżka autobusem - relacjonował z kolei Maciek. - Dość często korzystam z komunikacji miejskiej, więc się ucieszyłem. O pomoc poprosiłem syna - Tymona. To jeden z młodszych w Bydgoszczy MKM-ów, czyli miłośników komunikacji miejskiej. Dzięki niemu wiem, że o godz. 15.06 wsiedliśmy do mercedesa citaro O530 o numerze bocznym "498" (linii "68", ale to wyjątkowo nie sprawiło mi większego problemu). Oprócz braku klimatyzacji, co w upalny dzień zawsze oznacza duchotę, nie narzekaliśmy na wyjątkowy ścisk czy inne niedogodności. Wykręciliśmy na rondzie Wielkopolskim obok kraksy i bez przeszkód ulicą Powstańców Wielkopolskich, stając jedynie na chwilę na światłach przy Lelewela, dotarliśmy do al. Wyszyńskiego. Tam już prosto - bus pasem do ronda Toruńskiego, przez które udało się przebić na zielonym świetle (ruch ul. Jagiellońską był zdecydowanie intensywniejszy). Podróż zajęła nam 11 minut.

Maciek i Tymon polecają podróże komunikacją miejską w Bydgoszczy. - Pomimo pewnych minusów, jest niezawodna - zapewnili. Byłabym podobnego zdania, gdyby nie fakt, że moja podróż tramwajem zajęła najwięcej czasu, bo aż 20 minut. O godz. 15.11 wsiadłam do "szóstki" na przystanku przy Chodkiewicza w pobliżu ul. Sułkowskiego. W wagonie oprócz mnie było  jeszcze może z osiem osób. Ucieszyłam się, w taką pogodę lepiej, żeby w tramwaju nie było tłumu. Przejechaliśmy sprawnie przez ul. Chodkiewicza i skręciliśmy w Gdańską.

Dalej też poszło dosyć szybko. Moja radość wynikająca z pustek w wagonie skończyła się na wysokości ul. Cieszkowskiego, gdzie do tramwaju wtoczyły się tłumy. Od razu zrobiło się ciasno i gwarno. Za mną usiadły dwie młode kobiety, które w szczegółach opowiadały sobie, co planują przyrządzić na obiad. Opowiadały tak głośno i tak długo, że na następnym przystanku byłam już potwornie głodna. Na Gdańskiej chwilę staliśmy, bo do banku wjeżdżała furgonetka. Wtedy pomyślałam sobie, że o ile tramwaje omijają korki, o tyle, gdy spotkają na torach jakąś przeszkodę, to zawsze z nią przegrają.

Tramwajem nie da się na skróty

Na rondzie Jagiellonów znów odzyskałam radość - większość pasażerów wysiadła i zrobiło się swobodnie. Dojechaliśmy do ronda Bernardyńskiego, skąd bardzo szybko przedostaliśmy się do ronda Toruńskiego. Tam niestety czekaliśmy na światłach dłuższą chwilę, po czym podjechaliśmy na przystanek przy Tesco. Podróż w ogóle mi się nie dłużyła, dlatego byłam zaskoczona, gdy spojrzałam na zegarek i okazało się, że jechałam aż dwadzieścia minut. Niestety, tak to jest, gdy jadąc do celu trzeba przejechać spory kawałek miasta.

- Dokładnie o godz. 15:03 wyjechałam rowerem sprzed budynku UKW - opowiadała wreszcie Bogusia. -  Skręciłam w ul. Ogińskiego wjeżdżając na ścieżkę rowerową. Minęłam zaledwie 50 metrów, a już spotkały mnie pierwsze trudności, czyli piesi na trasie rowerowej zamiast na chodniku obok przystanku. Tym razem była to kobieta rozmawiająca z przyjaciółką. Słysząc dźwięk dzwonka roweru ze złowrogą miną zeszła ze ścieżki  mrucząc coś pod nosem.

- Przejeżdżając pasami przy ul. Szymanowskiego dostrzegłam wypadek - opisywała dalej Bogusia. - Zderzyły się dwa samochody osobowe,  jeden z nich stał na ścieżce rowerowej.  Musiałam zejść z roweru i poczekać, aż piesi z naprzeciwka przedostaną się na drugą stronę. Kilka metrów dalej kolejną przeszkodą okazała się sygnalizacja świetlna obok Focus Mall. Gdyby zielone światło dla pieszych i rowerów włączało się automatycznie, ułatwiłoby to sprawne przedostanie się na drugą stronę. Kolejna "niespodzianka" to brak trasy dla rowerzystów przy ul. Moniuszki. Próba przedostania się wąskim chodnikiem pełnym dziur sprawiła, że od razu zjechałam się do najbliższego przejścia dla pieszych, aby wjechać na ulicę. Niestety długo  czekałam aż któryś z kierowców mnie przepuści.  Droga szosą nie okazała się wcale wygodniejsza. Mnóstwo kolein i powtarzające się co kilka metrów studzienki uniemożliwiały jazdę przy prawej krawędzi jezdni. Niemal na całym odcinku  towarzyszyły mi duże korki. Co jakiś czas kierowcy trąbili na siebie. Jednym słowem duży chaos. Na szczęście przy sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu Curie-Skłodowskiej z al. Wyszyńskiego znowu pojawiła się ścieżka rowerowa. I tu trasa przebiegła mi szybciej i mniej stresująco. Skręciłam w lewo przez przejście dla pieszych w ul. Żmudzką. Bez problemu dojechałam do najmniej lubianego przeze mnie ronda Fordońskiego.  Tym razem wyjątkowo czekałam mniej niż 2 minuty. Niestety zielone światła na przejściu dla pieszych nie zapalały się równo, co spowodowało, że musiałam wraz z innymi pieszymi zatrzymywać się na kilka sekund przy każdym przejściu. Wraz z końcem pasów skończyła się również droga dla rowerzystów. Ruszyłam chodnikiem w stronę ronda Toruńskiego. Ścieżka rowerowa pojawiła się od połowy chodnika nie wiadomo skąd przy moście Pomorskim.

Mamy zwycięzcę

Mimo tych wszystkich trudności to właśnie Bogusia dojechała na miejsce, czyli do Tesco, najszybciej, bo jedynie w osiem minut. Znokautowała tym samym mechaniczne i elektryczne środki transportu. Do doskonała wiadomość w taki dzień jak dziś. Okazuje się bowiem, że poruszanie się po mieście może być szybkie, tanie i ekologiczne. I w dodatku jednocześnie. To co? Zostawicie dziś auta w garażach?

Joanna Pluta

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto