Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Urszula Guźlecka: Jednak fajny zawód sobie wybrałam

Redakcja
A.Muszyński
Jedna z bardziej rozpoznawalnych twarzy i głosów bydgoskiej telewizji. Na studiach myślała raczej o dziennikarstwie prasowym, ale przypadek sprawił, że od 36 lat jest „panią z okienka”. Nie żałuje jednak swojego wyboru.


Ciekawość - pierwszy stopień do dobrego dziennikarstwa [wywiad]

Rozmawiamy przed siedzibą bydgoskiej telewizji. Jest wrześniowe ciepłe przedpołudnie. Dookoła zieleń. Urszula Guźlecka lubi tu przychodzić ze swoją bokserką Nutką. Jak na telewizję jest też zdumiewająco cicho. - Dziennikarze właśnie zbierają materiały, więc ruch zacznie się dopiero po południu - wyjaśnia Urszula Guźlecka.

1 września 1977 roku. Świeżo upieczona absolwentka polonistyki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza zaczyna właśnie pracę w Rozgłośni Polskiego Radia i Telewizji. Jak to często bywa, zdecydował o tym przypadek.

Wyprawa po dywan

Urszula Guźlecka pochodzi z Inowrocławia. Latem 1977 roku, przyjechała ze znajomą na zakupy. - Koleżanka chciała kupić dywan, więc postanowiłam jej towarzyszyć. Przechodziłyśmy obok obecnej siedziby Radia PiK, w której wtedy mieściła się Rozgłośnia Polskiego Radia i Telewizji. - Koleżanka mówi do mnie: wejdź i zapytaj, czy nie potrzebują dziennikarza - wspomina Guźlecka. - Okazało się że właśnie akurat potrzebują i tak zaczęłam pracę.

Już po 3 miesiącach dziennikarka musiała zdać egzamin na kartę mikrofonową, później na ekranową. - Nie od razu oczywiście usiadłam za mikrofonem. Zaczynałam od zbierania i przygotowywania informacji. Pamiętam, że jeździłam ze strasznie ciężkim jak dla kobiety magnetofonem Uher - opowiada Urszula Guźlecka.

Na pierwszy materiał radiowy reporterkę wysłano do włocławskich Azotów. Natomiast pierwsza relacja telewizyjna dotyczyła festiwalu teatrzyków lalkowych w klubie Orion na Błoniu. - Od kilku lat mamy umowę z firmą, która wypożycza nam ubrania, jednak przez lata ubierałyśmy się z koleżankami same - wspomina. -Jednocześnie trochę żałuje, że teraz zamiast na informacje, bardziej zwraca się uwagę na to, jak dziennikarz wygląda.

Programy i relacje z wydarzeń kulturalnych stały się znakiem rozpoznawczym Urszuli Guźleckiej. - Nigdy nie interesowała mnie polityka, za to bardzo ciągnęło do kultury. I właśnie dlatego miałam szczęście rozmawiać z wieloma ciekawymi osobami, zarówno tymi bardzo znanymi, jak i takimi, które zna niewielu - dodaje. - Byłam na przykład urzeczona erudycją i niezwykłą skromnością Wojciecha Kilara. Niewiele osób pewnie wie, jak ciepłym człowiekiem jest Krzysztof Penderecki.

Wenezuelska telenowela

Kiedy Urszula Guźlecka zaczynała pracę, w Bydgoszczy nie było samodzielnego oddziału telewizji. - Wszystkie materiały wysyłaliśmy do Gdańska, co ciekawe... pociągiem - opowiada. - Kiedy wreszcie ruszyła telewizja w Bydgoszczy, zapanował wielki entuzjazm. Z czasem przekonaliśmy się, jak wielki wpływ mamy na życie ludzi - wspomina. - Kiedyś na przykład przez pomyłkę na antenie puszczono dwa razy ten sam odcinek wenezuelskiej telenoweli. Odbieraliśmy później telefony od zdenerwowanych widzów, że zrezygnowali z ważnych rzeczy, by obejrzeć nowy odcinek, a my im wycięliśmy taki numer - śmieje się Guźlecka.

Dziennikarka jest autorką wielu programów o regionie kujawsko-pomorskim, m.in. „Skarby prowincji”. - Pokazuję w nim życie małych miasteczek, ludzi, którzy tam są i pracują - wyjaśnia.

Uważa, że sami niepotrzebnie wpędzamy się w kompleksy. - Jest u nas tyle ciekawych rzeczy, twórców, a często tego nie dostrzegamy, jak chociażby znany już na świecie Bydgoski Festiwal Operowy - przekonuje Guźlecka. Sama, choć otrzymywała propozycje pracy z Gdańska czy Warszawy, nigdy nie zdecydowała się wyjechać. - To tutaj zapuściłam korzenie, tutaj są moi bliscy i znajomi - mówi.

Zwierzęta - moja miłość

Druga, obok telewizji, miłość Urszuli Guźleckiej, to zwierzęta. - W moim domu psy i koty były od zawsze. Kocham zwierzęta. Najlepiej odpoczywam na spacerach z psem - przyznaje.

- W 2004 roku robiłam program o porzuconych w czasie wakacji zwierzętach i przepełnionych schroniskach - wspomina dziennikarka. - Pani z toruńskiego schroniska opowiedziała mi o bokserce, którą znaleziono na ulicy. Wiedziałam, że będzie moja. Kiedy tylko znalazła się w domu, zaczęła radośnie szczekać, co brzmiało jak rodzaj śpiewu. Otrzymała więc imię Nutka.

Guźlecka od lat działa w bydgoskich „Animalsach”. - Udało nam się wykupić konia z transportu śmierci, załatwić dom dla postrzelonego ze śrutu kota - mówi z radością.
Uważa, że nasz stosunek do zwierząt zmienia się na lepsze. Coraz częściej zwracamy na przykład uwagę na psy zamknięte w samochodach.

Podróż do Włoch

A o czym marzy Urszula Guźlecka? - Przede wszystkim nie chcę stracić zainteresowania światem - odpowiada. Poza tym może banalnie brzmi zdanie, że zdrowie jest najważniejsze, ale moim zdaniem tak właśnie jest. Moje zawodowe marzenie to film o prezydencie Leonie Barci-szewskim, romskiej poetce Papuszy czy Janie Kasprowi-czu. Teraz niestety problem polega na tym, że samemu trzeba starać się o pieniądze na realizację programu - mó-wi dziennikarka. - Myślę też o napisaniu książki, ale wciąż brakuje mi na to czasu.

Prywatne marzenie to podróż do Włoch. - Byłam tam dwa razy i bardzo mi się podobało, więc mam nadzieję, że uda mi się tam pojechać jeszcze raz - opowiada.

(ast)

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto