Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad z zespołem KAT & Roman Kostrzewski

MM Bydgoszcz
MM Bydgoszcz
19 listopada zespół KAT & Roman Kostrzewski odwiedził Bydgoszcz. Przed koncertem rozmawialiśmy z Ireneuszem Lothem.

Ewa Stołowska: Można powiedzieć, że w Estradzie gracie co roku. Czy macie już w pamięci jakiś konkretny obraz Bydgoszczy?
- Ireneusz Loth (KAT & Roman Kostrzewski):
To piękne miasto, wyjątkowe, chociażby ze względu na architekturę. Miały tu miejsce historie stanowiące rzadkość na skalę kraju…

Masz na swoim koncie wiele podróży zagranicznych. Czy to prawda, że w Polsce warunki do koncertowania są gorsze?

- Nie, Polacy nie mają się czego wstydzić! Posiadamy sprzęt w górnej półki, mamy wiele klubów. Oczywiście, wyróżniamy kluby i klubiki… jak w Holandii czy Niemczech, to normalne. Polskie mniemanie o tym, że jesteśmy gorsi niż ci na zachodzie jest błędne. Tak naprawdę to niektórzy właściciele tamtejszych lokali mogliby przyjechać do Polski, by zobaczyć, jak u nas wygląda koncertowanie, w niektórych miastach. Oczywiście, w przypadku mniejszych klubów może pojawić się problem z infrastrukturą, garderobami itp., ale to właściwie nie ma znaczenia, jest dobrze, a nawet coraz lepiej. Oczywiście wszystko rozwija się stopniowo, bo pieniądze nie rosną na drzewach, to wymaga pracy, ale jest OK!

Płyta promuje koncerty czy koncerty promują płyty? Jak jest u Was i czy zdecydowalibyście się na udostępnienie albumu w sieci?
- To czy byśmy się zdecydowali właściwie nie ma znaczenia, bo piractwo jest bardzo powszechnym zjawiskiem… Ale prawda jest taka, że nie możemy rozdawać nagrań w Internecie, bo, z całym szacunkiem dla fanów, którym chciałoby się dać wiele, nagranie czy promocja płyty to nie koszty rzędu 500 zł czy 10 tys. zł ale znacznie więcej… Wszystko co po drodze do takiej produkcji kosztuje i trzeba do tego podejść jak do biznesu – koszta muszą się zwrócić.

A czym żyjecie bardziej – nagraniami czy koncertami?
- Obydwie te rzeczy się sumują. Płyta to fantastyczna historia. Powstaje cos nowego, dajesz to fanom, spotykasz się z różnymi reakcjami… a potem grasz koncerty. Raz się podoba, innym razem nie. W naszym przypadku, na szczęście, najczęściej się podoba. Kiedyś, całkiem niedawno, by zdobyć złota płytę w Polsce, należało sprzedać 150 tys. płyt, dziś – 15 tysięcy. To dotyczy także muzyki popowej i świadczy to o poważnych zmianach, m.in. z powodu Internetu.

Zespół KAT jest bardzo wyrazisty, budzi skojarzenia z pewnym wizerunkiem scenicznym, pewnym brzmieniem…. Czy czujesz się współtwórcą „imidżu” tego gatunku muzycznego w Polsce?

- Chyba nie… To występuje na całym świecie. To jacy jesteśmy to pewna średnia naszych inspiracji, muzycznych dążeń, tego co lubimy. Przede wszystkim: muzyka jest piękna! Ona jest w tym wszystkim najważniejsza,choć tekst jest też istotny i nie widzę w naszych działaniach specjalnej ideologii. Obserwuję dziś wiele zespołów posługujących się językiem angielskim i nawet nie jestem pewien, czy pochodzą one z Wielkiej Brytanii – to nie ma znaczenia, warstwą nośną jest muzyka. Zresztą kiedyś nie było angielskiego w szkołach, a muzyki się przecież słuchało…

Pamiętam, że wtedy modne było tłumaczenie każdego tytułu, czy nawet nazw zespołów…

- Ja akurat uczyłem się angielskiego w szkole, a takich szkół niewiele było w Polsce, może pięćdziesiąt… Ale to nieważne, człowiek zawsze słuchał przede wszystkim dźwięków, nie słów.

Ile jest w Waszej twórczości osobistego przekazu, ile kreacji, swego rodzaju show?
- Staramy się być naturalni, niczego nie przerysowywać. Oczywiście na scenie pojawia się pewnego rodzaju „teatr”, ale nie wytwarzamy na siłę sztucznych historii, zresztą ludzie wyczuwają szpan i nie przyjmują go dobrze. Kapele, na których się wychowałem nie były nadęte, a raczej naturalne. Trzeba co prawda pozostawić dla fanów pewną nutkę ciekawości, bo to tak jak z potrawami – nawet najlepsza smakuje lepiej, jeśli nie możemy najeść się nią do syta.

Czy zdarzyło się, by ktoś – rodzice, nauczyciele, Kościół – posądzał Was o wywieranie negatywnego wpływu na młodych ludzi?
- Nie uważam, byśmy mieli jakikolwiek negatywny wpływ. Jeśli już zdarzały się tego typu sygnały, za zwyczaj pochodziły one od osób niekompetentnych i były zabarwione jakąś ciasną ideologią. Tacy ludzie się na szczęście wykruszają. Zdarzali się też młodsi, którzy zbyt powierzchownie podchodzili do zjawiska, jakim jest nasza muzyka i nie znając materii rzeczy, budowali pewną ideologię przeciw. Nie stanowi to jednak żadnego problemu. Zresztą gdyby przyjrzeć się naszym koncertom, to metale są sympatycznymi ludźmi: przychodzą posłuchać muzyki, bawią się, wypiją piwko, poszaleją i idą do domu. Nie zdarzają się tu więc„zadymy” spotykane przy innych formach rozrywki czy gatunkach muzycznych.

Co wydarzy się w ESTRADZIE?
- Przywieziemy piękny sprzęt, nowe utwory i pięknie je zagramy. Będzie dynamicznie i wybuchowo!

**Zobacz fotoreportaż z koncertu: Kat i Roman Kostrzewski w Estradzie [foto]

**

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto