Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

XVIII Bydgoski Festiwal Operowy – wieczór poznański

MM Bydgoszcz
MM Bydgoszcz
Opera Nova
- Choćby na tej scenie było zupełnie pusto, to dla tych wspaniałych głosów warto było to przedstawienie zobaczyć. Ten komentarz po piątkowym spektaklu „Maria Stuarda”, który przywiózł na festiwal do Bydgoszczy Teatr Wielki z Poznania, najbardziej zapadł mi w pamięć.

Może dlatego, że mnie także od początku irytowała niezwykle oszczędna scenografia do tego przedstawienia. A zirytować mogła większość po tym, jak pełniący tym razem honory gospodarza wieczoru Andrzej Matul informował, że spektakl powstał w koprodukcji z Teatrem Wielkim w Łodzi i Operą Śląską w Bytomiu, a do tego - wśród twórców pojawiły się zagraniczne nazwiska: reżysera, Szwajcara Dietera Kaegi i scenografa Bruno Schwengla. Przez myśl mi też przeszło, że można się pewnie spodziewać wielkiego rozmachu. Tymczasem…

Kooperacyjna oszczędność?

Tymczasem na scenie – w scenografii prostota i nic co by chociaż przez chwilę mogło odciągnąć myśli od ponurego wnętrza czegoś co momentami przypominać mogło salę Izby Gmin w brytyjskim parlamencie. Zwłaszcza gdy pojawił się tam tron królewski, który – obok miłości do faceta – był kością niezgody i źródłem intrygi pomiędzy królowymi – tytułową Marią Stuart, ongiś władczynią Szkocji i Elżbietą I, tamtejszą królową Anglii.

Czytaj więcej: Rozpoczynamy 18. Bydgoski Festiwal Operowy

Reżyserii i gry aktorskiej – też w tym dziele Donizettiego w poznańskim wydaniu raczej niewiele. Zakochany w Marii hrabia Leicester zbyt często śpiewa z rozłożonymi szeroko rękoma niczym gwiazdor na estradzie, w libretcie mowa jest o strażach, które śledzą na scenie każdy ruch uwięzionej Marii Stuart, a straży na scenie ani widu ani słychu. No i gdy chór śpiewa znamienne słowa: pień… topór… posępna sala, to ów topór i pień nawet w postaci symbolu na scenie nie występuje. Często miałem takie wrażenie, że reżyser zajmuje się tylko pierwszoplanowymi postaciami, a to co dzieje się na scenie poza nimi już go nie interesuje. Zgoda, można przyjąć, że taka była wizja reżysera. No, ale niestety, do mnie ona nie trafiła. I to wcale nie dlatego, że oczekiwałem na tej scenie wystrzałowych fajerwerków.

Nie były to zresztą jedyne przykłady nadmiernej nieco oszczędności. Ledwie 40 programów przedstawienia przywiezionych do Bydgoszczy przez gości z Poznania, to także na imprezę takiej rangi, jak BFO – zdecydowanie za mało!

Czysto, pięknie i wyraźnie

Z całą pewnością jednak wszystkie te zaskakujące słabości spektaklu wynagradza fantastyczny wręcz śpiew, właściwie wszystkich, bez wyjątku, głównych bohaterów „Marii Stuardy” ( bo tak brzmi oryginalny tytuł dzieła). Dla takich głosów, rzeczywiście warto było ten spektakl umieścić w grafiku tegorocznego BFO. Tu przy okazji warto zauważyć, że trochę chyba przydały się dobre od lat „układy” z dyrektorem Sławomirem Pietrasem, gdyż na bydgoski przegląd dzieł operowych trafiło z Poznania przedstawienie, które swoją polską prapremierę miało pod koniec stycznia tego roku!

Czytaj więcej: Bydgoski Festiwal Operowy - Szwedzki taniec w rytmie słowa

Do samego końca nie byłem zdecydowany, która królowa bardziej mnie zachwyca. Elżbieta czyli Barbara Kubiak czy też jednak Maria, czyli Joanna Woś? W końcu jednak stawiam na Joannę Woś. Może dlatego, że to ona w końcówce nie schodzi ze sceny i mocno zapada w pamięci znakomitymi solówkami z chórem w tle i mocnym brzmieniem orkiestry (to zawsze na widzu robi wrażenie)? Ale może bardziej dlatego, że jest niewiarygodnie naturalna, gdy z niezwykłą swobodą śpiewa w swoim miejscu odosobnienia zarówno gdy siedzi, klęczy, a także gdy leży. Szczególnie piękna jest jej dramatyczna scena spowiedzi.

Koreańskiemu tenorowi Sang-Jun-Lee wypomniałem wprawdzie rozpostarte ręce, ale przyznaję, że głosowo też mnie momentami potrafił zachwycić. Zebrał zresztą po zakończonym spektaklu równie gromkie brawa od publiczności, jak dwie jego koleżanki solistki. Przy okazji – nie tylko solowe popisy przyciągały uwagę widzów. Bardzo pięknie zabrzmiał też sekstet już w I akcie( poza wymienioną już trójką solistów śpiewali Monika Mych w roli Anny, Jaromir Trafankowski w roli zajadłego Cecila i Patryk Rymanowski, jako m.in. spowiadający Marię - Talbot). Równie świetnie zabrzmiał także duet królowych (także aktorsko znakomity), a potem tercet – Maria, Elżbieta i Leicester – który przesądził o tym, że w końcu Maria Stuart powędrowała na szafot… W śpiewnym blasku przedstawienia miał swój udział także znakomicie przygotowany chór.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto