Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Typografia bydgoską reką - rozmowa z Patrycją Zywert

MM Bydgoszcz
MM Bydgoszcz
Patrycja Zywert – absolwentka brytyjskiej uczelni na kierunku Graphic Arts, projektantka grafiki, pasjonatka typografii, autorka wielu liter i opakowań. Bydgoszczanka. Po wielu trudach i problemach komunikacyjnych udało się ostatecznie przeprowadzić z nią wywiad.
Czytaj też:
» "Algorytm snu" - młody bydgoszczanin napisał kryminał


Graphic designer, projektant grafiki, czyli właściwie kto?

- Ciężkie pytanie. Powiem tak - w pewnym sensie tłumacz wizualny. Pewnie wynika to z mojego wcześniejszego zainteresowania językoznawstwem - chodzi o komunikację za pomocą elementów graficznych. To tylko jeden z elementów, do tego dochodzi jeszcze rozwiązywanie problemów, ale to właściwe sprowadza się do komunikacji.

Dlaczego zdecydowałaś się wyjechać do Anglii?

- Złożyło się na to wiele rzeczy. Głównie zależało mi na połączeniu dwóch pasji - lingwistyki i grafiki. Od czasów liceum myślałam o studiowaniu w innym języku, z angielskim czułam się najpewniej, nie chciałam być zbyt daleko od domu. Skończyło się na studiach w Anglii.

Jesteś zadowolona z podjętej decyzji?

- Tak. Tam jest inny system studiowania niż w Polsce. Poza tym samo bycie blisko Londynu – stolicy designu, całkowicie samodzielne życie, które wiele mnie nauczyło. Studia świetnie pomogły mi w określeniu siebie. Od drugiego roku studiów zakochałam się w typografii i pochłonęło mnie w szczególności ręcznie pisane liternictwo i kaligrafia. Wiele projektów robiłam pod tym kątem, miałam okazję bawić się prasą drukarską. Wciągnęło mnie to tak bardzo, że spędziłam w pracowni miesiąc wakacji. Przez to mam teraz możliwość pracowania w wyuczonym kierunku. Zajmuję się projektowaniem opakowań. Planuję specjalizować się w typografii.


Skąd pasja do literek?

- Pasja do literek? Hm, chyba oficjalnie od drugiego roku studiów. Zaczęło się na zajęciach wprowadzających do kaligrafii i wtedy się zakochałam. Byłam na etapie obracania każdego projektu w typograficzne kompozycje. A w wolnym czasie ćwiczyłam kaligrafię i spędzałam całe dnie w pracowni z prasą drukarską. Obecnie mam mniej czasu dla samych literek, ale gdy tylko mogę, staram się wrzucić elementy typograficzne do projektów w pracy. I jak na razie dobrze idzie.

Robiłaś już jakieś typowo typograficzne projekty? Widziałam, że miałaś przygodę z tworzeniem liter z bekonu.

- Był bekon, były włosy, zresztą moje własne, czyli projekt konkursowy na okładkę dla Penguina. Dobrze wspominam ten projekt, bo z góry ustaliłam, że typograficzna ilustracja świetnie odda esencję książki. Mówiąc w skrócie, chciałam połączyć poszukiwanie przez głównego bohatera idealnego zapachu z sensem życia i piękno z morderstwem. Stąd główny zarys stylizowany na dekoracyjne, kaligraficzne układy, ale wykonany z mięsa i włosów. Z daleka miało być ładnie, z bliska – przerażająco.

Grafiką komputerową zajmujesz się już od dłuższego czasu, ale z tego co wiem, to tapeta była często głównym nośnikiem Twoich prac. Zdradzisz nam, na czym polegał fenomen tapety?

- Na pierwszym roku studiów każdy musiał „tapetować”. Często w sklepie brakowało rolek, bo pół miasteczka chodziło z tapetą w torbie. To była alternatywa dla szkicownika - robiliśmy głównie projekty konceptualne, więc dosłownie miało to pomóc w zachowaniu ciągłości i skupianiu się na procesie, a nie pięknych szkicach. Były to pewnego rodzaju mapy myśli, składające się z notatek, wycinków z gazet itd.
Cały research odbywał się na tapecie. Na tym etapie liczył się pomysł, a nie wykonanie graficzne. Do prezentacji każdy po prostu rozwijał tapetę na podłodze i omawialiśmy całą wycieczkę od początku projektu do rozwiązania. Mimo wszystkich bólów związanych z noszeniem tapety przy sobie, wyszło nam to na dobre. Ale wszyscy z ulgą wrócili do szkicowników!

No dobra, szkicownik to jedno, ale skąd pomysły, wena, kreatywność?

- Tak naprawdę bierze się ona z wielu rzeczy. Wydaje mi się, że od zawsze gdzieś to we mnie siedziało i gdy byłam mała, zajmowałam się różnego rodzaju tworzeniem - od szycia ciuszków dla lalek z mamusiowych rajstop, po rysowanie ilustracji dla czytelni szkolnej. Internet to przeogromny zbiór inspiracji, jest kilka stron i blogów, które odwiedzam regularnie. Jesli chodzi o projekty, w pracy bardzo często z góry ustalone ograniczenia powodują cudowny przypływ weny na rozwiaząnie problemu.

Pamiętasz jeszcze Twoje najbardziej nietypowe, ciekawe projekty?

- Wcześniej wspomniana okładka dla "Perfume" - chyba najbardziej nietypowy projekt - nigdy wcześniej nie robiłam kaligraficznych form z mięsa. Jeśli chodzi o ciekawy projekt, to typograficzny tatuaż dla znajomego. Miałam kilka godzin na zrobienie wstępnych opcji i po wybraniu tej właściwej, wykończenie i przygotowanie "do druku", więc była lekka presja. Następnego dnia rano dostałam zdjęcie zaraz po transferze mojego wzoru na jego ramię. Fajnie było zobaczyć swój dizajn wydrukowany w bardziej trwały sposób niż na papierze.

Kolejna z ciekawych prac, to jeden z moich projektów dyplomowych - typograficzna instalacja z papieru "Mr Foster". Norman Foster to wybitny brytyjski architekt, w jego studio powstał m.in. sławny londyński "ogórek". Mój projekt zainspirowany był filmem o Fosterze. Gdy zobaczyłam oficjalny plakat do filmu, pomyślałam, że można się bardziej postarać, żeby lepiej odzwierciedlić styl Fostera. Zrobiłam moją wersję plakatu, celem była graficzna reprezentacja stylu Fostera i do tego spróbowałam przenieść litery z płaskiego wydruku do trójwymiarowej formy. Wyszły "architektoniczne litery" zbudowane z ponad 90 papierowych kostek, które wycinałam i kleiłam własnoręcznie przez dwa dni. Z tym projektem załapalam się do wystaw Graduation Projects, czyli przeglądu projektów dyplomowych organizowanego przez polski magazyn "2 + 3D". Wiąże się z tym mała zabawna sytuacja – mój plakat pojawił sie jako promocja filmu m.in. w serwisie hmv.com i na amazonie! Niestety przypadkowo.

Podobno niektóre z Twoich prac zostały sprzedane.

- Udało mi się sprzedać serię typograficznych plakatów drukowanych na prasie - jeden ze szkolno-wakacyjnych projektów. Poleciały do dizajnerki w USA i mam nadzieję, że są na ścianach jej pracowni, tak jak obiecała! Poza tym pośrednio sprzedawane są moje ampersandy [za Wikipedią: zapisywany jako "&", jest to znak pisarski, będący daleko przetworzonym symbolem łacińskiego spójnika "et" czyli polskiego "i" - przyp. MM] - brałam udział w charytatywnej akcji dla Haiti - Font Aid IV. Zebrali się projektanci z różnych krajów i powstała czcionka składajaca się z ponad 400 ampersandów. Wszystkie dochody z jej sprzedaży idą dla Haiti.

Rozwijasz się zatem poza Bydgoszczą. Planujesz kiedyś powrót? Nie chciałabyś się realizować na rynku rodzimym?

- Zawsze z radością wracam do Bydgoszczy! Na święta i wakacje. Jak na razie próbuję szczęścia w Londynie, więc nie planuję powrotu w najbliższych miesiącach, myślałam o połowie przyszłego roku. Raczej nie byłby to powrót do Bydgoszczy niestety, bo jeśli chodzi o pracę w projektowaniu, inne miasta mają więcej do zaoferowania i ogólnie mówiąc jest ciekawiej w designie. Bardzo chciałabym pracować nad polskimi projektami i mam nadzieję, że będę miała okazję!

Zobacz też:

Pejzaż bez Ciebie - Breakout

Acid Drinkers w Estradzie

US3 w Estradzie


Blogi MM: Cmentarz Starofarny
Dołącz do MMBydgoszcz.pli napisz artykuł! Poinformuj nas, co się dzieje w mieście. Pochwal się swoimi zdjęciami, komentuj wpisy i załóż własnego bloga!
» dodaj artykuł
» dodaj zdjęcia
» dodaj wydarzenie
» dodaj wpis do bloga
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto